niedziela, 25 maja 2014

Nie chcę oszukiwać.

Taka przerwa w 100happydays.
Spokojnie, będzie dziś dzień....kolejny
Ale po prostu tym razem będzie nie-o-tym.

Chcę rozwiać wątpliwości :)
Piszę bloga o uśmiechu, co nie? To chyba już każdy zauważył. O uśmiechniętym i radosnym życiu. I po prostu nie chciałabym, żebyście myśleli, że ja mam życie takie poukładane. I że jestem tak szczęśliwa, bo mi się wszystko układa i wszystko jest proste.

Nie jest. Jestem normalna! :) Też mam zjazdy, kryzysy, złe humory. Ostatnio nawet częściej. Czasem tak trudno znaleźć to coś, co by można było wstawić na 100happydays...Tak że mam ochotę uciec zewsząd, ze świata, a niechże się już skończy...

Życie nie jest łatwe. Uśmiechanie się też nie jest łatwe.

Czasem już mam dość. Wszystkiego. Ostatnio najbardziej harcerstwa, które zajmuje mi mnóstwo czasu w wakacje. I nie przestanie! Właśnie zasiadam do zrobienia wielkiej listy rzeczy, co muszę harcerskiego zrobić.
Z drugiej strony, jakbym naprawdę nie chciała tego robić, to bym się wypięła i tyle. Pełna dobrowolność.
I w sumie ja każdą z tych rzeczy chciałabym zrobić. Ale to, że muszę je zmieścić w miesiąc, a wolałabym mieć pół roku... i trochę czasu na inne życie... :)

Więc narzekam. Więc trochę padam ze zmęczenia, ale jeszcze próbuję udawać że nie. Więc nie wyrabiam i muszę wszystko przekładać.
A jednocześnie mi głupio, że narzekam. Bo... no właśnie. Ludzie trochę chyba myślą, że jak ja ten uśmiech, blog, coś tam, uśmiechy w każdym mailu i smsie, na bluzce i na twarzy...to gdzie tu narzekanie.

Mówią, że jestem szczęśliwa. No...chyba jestem. To prawda. Ale to nie znaczy, że jestem wiecznie uśmiechnięta, wypoczęta, ze wszystkim wyrabiam i do wszystkiego zabieram się z pełną energią. Nie. To znaczy, że w samym środku siebie mam taki promyk szczęścia - taki jak opisywałam chyba w Dniu IX. Że on po jakimś czasie roztopi wszystkie chmury. I tak, dla mnie tym promieniem szczęścia jest... no, relacja z Nim. (w sumie to ciekawe, że trochę głupio mi tak publicznie pisać - w końcu to nie jest uważane za normalne. ale z drugiej strony jest niesamowicie prawdziwe!). Relacja z Nim - to, że mogę Mu absolutnie wszystko powiedzieć. Że On na wszystko zaradzi (chociaż ufać w to jest trudno - bo czasem Jego rozwiązania się mijają z moimi - i trzeba bardzo ufać, że to Jego jest lepsze... i jest, ale żeby się o tym przekonać czasem trzeba dłuuugo czekać). Że mogę Jemu trochę wygarnąć na to, że mi się życie nie zawsze podoba. Cieszę się, że mnie jezuici tak "wychowali" - że wiem, że najważniejsze jest to, by z Nim rozmawiać. Szczerze. I to pomaga. On pomaga.

No i co? Miałam napisać pesymistyczny post i mi nie wyszło. Znów kończy się optymistycznie.

Ostatnio Komaruu napisała na swoim blogu notkę pt. "zniknąć by nie widziano mnie". Jak bardzo się z nią zgadzam. Bo też tak ostatnio mam...
że radość z drobiazgów mija bardzo szybko
że zdjęcie/motyw/cokolwiek na 100happydays jest bardzo trudno znaleźć
że problemy mnie przerastają i przytłaczają
że czuję się za nie winna
że się przejmuję - sobą, rodzinką, innymi bliskimi mi osobami... Chodak mówi, że kobieta jak się nie przejmuje to nie żyje, że zawsze sobie coś do przejmowania znajdzie. Ale ja już z tym nie mogę...!

Dziwne to życie.

A na każdą nowość od Mai - co jeszcze na harcerstwo powinnam zrobić, albo co już ustalone w tetrisie się nie udało odpowiadam, że "świat jest piękny". Bo już nic innego mi nie przychodzi do głowy. Tetris to wielka układanka tego, jak trzeba zgrać wszystkie terminy i wszystkich "nie mogę wtedy i wtedy". Już się udało wpasować, a tu... jednak nie! Jednak jeden kawałek się wyłamał mówiąc, że jednak nie może, tylko zapomniał już o tym poinformować... i nie mam pretensji. Też bym zapomniała. Mój mózg paruje i protestuje. Kręgosłup rzecz jasna też. Ale nie martw się, kręgosłupie, jeszcze tylko tydzień z kawałeczkiem i ktoś się tobą zajmie. Bo ja w wakacje nie mam czasu...

No, rozpisałam się. A właściwie mogłam napisać tylko:
Nie chcę oszukiwać. Mam milion problemów, a ostatnio mam trochę dość życia na 100% i angażowania się na 100%. Chcę odpocząć. Tak. Bardzo. Mój uśmiech jest czasem czarnym humorem, czasem robieniem dobrej miny do złej gry - bo mam nadzieję, że wtedy będzie łatwiej. Bo tak jak klasy maturalnej nie chciałam wspominać jako najgorszego okresu w moim życiu tak nie chcę tych wakacji tak wspominać...

Ha! Wiem, kiedy odpocząć! W drugiej połowie sierpnia! Gorce kochane! :D

a to piosenka, którą chciałam tu wstawić po maturze, ale zapomniałam. kto znajdzie związek, ten wygrywa.
https://www.youtube.com/watch?v=Rx97iHXgVXk&feature=kp

chociaż w sumie pasuje też, może nawet bardziej:
https://www.youtube.com/watch?v=o9QBlgRAk-0&feature=kp

Uśmiechy! :)

2 komentarze:

  1. "chociaż ufać w to jest trudno - bo czasem Jego rozwiązania się mijają z moimi - i trzeba bardzo ufać, że to Jego jest lepsze... i jest, ale żeby się o tym przekonać czasem trzeba dłuuugo czekać".

    Wiesz co trzeba czekać, Magis mnie nauczył przede wszystkim ogromnego zaufania. Mogę iść na Mszę w niedzielę i przysnąć, mogę mieć problemy z gadaniem z Nim na modlitwie, ale jedno, przy czym trwam to zaufanie.
    Bo wiem, że On wie lepiej niż ja, co jest lepsze dla mnie. Bo w przeciwieństwie do nas jest Wszechmogący. I mimo, że często nie podobają mi się te rozwiązania, które On proponuje, to staram się wierzyć, że są dobre.

    OdpowiedzUsuń