niedziela, 29 marca 2015

Blog 2.0 - O złym humorze

To jest właśnie jedna z tych starych notek, która mi się szalenie nie podoba. Rację w zasadzie mam... (ach ta skromność), ale styl, styl! woła o pomstę do nieba. Zarozumiałość na poziomie +milion, starożytni Grecy już dawno by mi zafundowali pięć tragedii, co by mnie oczyścić z hybris (pychy) i ostracyzm, żeby hańba za moją postawę nie spadła na całą społeczność. Ale mamy jednak XXI wiek i muszę sama coś ze sobą zrobić.

I to, co teraz napiszę o złym humorze, jest całkiem świeżym przemyśleniem. Ma dużo związku z dniami uważności i w zasadzie jest sobie w moim nastawieniu od miesiąca.

A. wczoraj mnie spytała, czy mam takie dni w życiu, że pozwalam sobie być po prostu smutna.
Odpisałam: Jasne, że tak!
Po czym po chwili refleksji dodałam: nie, jednak nie. Nie jasne. Bo na dobrą sprawę dopiero od jakiegoś czasu tak jest.

Nawet dokładnie wiem, od kiedy, ale już mniejsza o to. Od wtedy, kiedy do mojej świadomości doszło to, że może sobie być. To, że jestem smutna może sobie być. I mogę być smutna, i mogę być wkurzona, i mogę być wściekła i rozczarowana, i wk..., i wszystko. Mogę! Kto bogatemu zabroni... ;)

czwartek, 26 marca 2015

Blog 2.0 - Chciałabym być jak SŁOŃCE

Pierwotny tytuł notki brzmiał: "Słońcem opętani". Tak jak piosenka Lady Pank.

Parę dni temu (a właściwie parę lat temu ;)) jakaś dziewczyna spytała mnie Jakim jednym słowem określiłabym swoje życie?

Szalenie mnie ciekawi, jakim słowem je chciałam wtedy określić, ale nie napisałam tego na blogu, więc jedyna nadzieja w tym, że zachowało się w jakimś nigdy-nie-skończynym pamiętniku.

A teraz? Jakim jednym słowem określiłabym swoje życie? Nie wiem! Jedno słowo to strasznie mało!
Ale moje życie jest Dobre. I Piękne. I Trudne też.
Ale to już trzy słowa ;).

Te 4 lata temu chodziło mi o to, że niezależnie od tego, co myślę o swoim życiu jako takim, to mogę się na chwilę zatrzymać, spojrzeć na pogodę za oknem i się ucieszyć słońcem. Albo deszczem. Tym, że można pójść na spacer albo tym, że można usiąść z kawą i książką w fotelu.

środa, 25 marca 2015

Blog 2.0 - Powitanie :)

Ostatnio czytałam sobie notki, które napisałam te parę lat temu, jak ten cały blog się zaczynał... i powiem Wam, że to, jak on teraz wygląda, to jest jakiś cud i dowód na istnienie Boga ;) bo te stare notki są... takie straszne! Nie czytajcie!!! Zarozumiała gimbusiarnia, która myśli, że coś wie, o życiu... a oczywiście nie wie. (Mam cichą nadzieję, że jak za 3 lata będę czytała notki z tego roku to się nie załamię... ;)).

No i co z tym zrobić. Usuwać głupio trochę, chociaż mam ogromną ochotę. Więc będę je powoli trochę od nowa pisać. A przynajmniej te najgorsze! :D Pierwotne wersje będą systematycznie znikać, ale jeśli ktoś będzie chciał koniecznie przeczytać - to proszę bardzo, będę miała zapisane, można się odezwać i drogą prywatną dostać (z komentarzem, dlaczego mi się nie podoba ;)).

Na początek - powitanie.

Cześć i czołem, drodzy goście!
Odważni ludzie, którzy zaglądacie tu dobrowolnie albo i przypadkiem.

Mam na imię Marcysia. Ciut więcej o mnie jest tu z boku po prawej, a jeszcze więcej we wszystkich starych notkach, więc nie będę się tu rozwodzić. Lubię sobie pisać o życiu, o uśmiechu i lubię łamać stereotyp narzekającej Polki czy też smutnej chrześcijanki. Pierwotnie blog miał być "tylko" o uśmiechu i sposobach na zły humor, ale... koncepcja się zmieniła :D i jest po prostu o świecie, który jest piękny, pełen zapachów, słońca i muzyki, który cały tęskni za czymś (a może za Kimś?).

Ostatnio bardzo mi się spodobało pisanie "na wyrwanych kartkach" - takie wyrwane z kontekstu życia opowieści o Tesi... one są tak naprawdę trochę o mnie. Ale że oprócz wydarzeń rzeczywistych jest tam dużo kolorowania i wyobraźni, to o Tesi.

Chciałabym i nowym, i starym czytelnikom powiedzieć, że to nie jest tak, że moje życie składa się wyłącznie z uśmiechu. Ja też mam problemy i pod tym względem jestem całkiem normalna (czasem aż za bardzo ;)). Tylko większość z nich wolę schować dla siebie... jednak blog to miejsce cokolwiek publiczne i mam pewne opory przed opisywaniem tu całego mojego życia :).

I na koniec...
Mam takie marzenie, żeby kiedyś mieć duży dom, który będzie zawsze otwarty i do którego każdy będzie mógł wejść. I żeby każdy w nim czuł się dobrze...
Chciałabym, żebyście się tu czuli dobrze. Więc jeśli Wam się coś nie podoba - to napiszcie mi mail (cysia299@gmail.com). Chcę o tym wiedzieć! Jeśli Wam się podoba - też napiszcie, będę miała jeszcze więcej powodów do radości :).
Komentujcie do woli, zadawajcie pytania, przesyłajcie znajomym, niech się dzieje! :)

:)
Uśmiechy! :)

poniedziałek, 23 marca 2015

Jak kamienie...

Świtało.
Blask latarni ulicznych rozświetlał chodniki, postać w mundurze szybko maszerowała znając dobrze kierunek. Minęła jakiegoś pana, jakąś panią... za zakrętem zobaczyła, że jest ich już więcej, chociaż jeszcze parę minut zostało. Ktoś przyniósł flagę, znicze. Wszyscy w mundurach.

Ciemne postacie od 4 nad ranem schodziły się na miejsce. W zasadzie - nie wiadomo, dlaczego. Nie ma tam żadnego pomnika, zwykły warszawski blok... ale jednak miejsce to na swój sposób niezwykłe, bo właśnie w tym bloku kilkadziesiąt lat temu mieszkał Rudy. Rudy - ich przyjaciel, którego znają tylko z opowiadań i książek. Ich wspólny przyjaciel, chociaż oni sami nie wszyscy znali się nawzajem.

Każdy z nich przecierał rano oczy i niezbyt chciało się już wstawać. Jednak 3-4 godziny snu to mało. Ale przyszli. Bo siedemdziesiąt dwa lata temu gestapo uderzyło w drzwi Rudego i on nie miał wyboru. Musiał z nimi iść.

niedziela, 22 marca 2015

* * *
Chciały kupić bilet, więc dostały mandat.

Leciały do pociągu po spotkaniu z Powstańcem. Miały kupić bilety w automacie, ale pociąg już wjechał na stację, więc biegiem do najbliższych drzwi, kupią bilety w pociągu, byle się na przód dostać.

Ale pojawiły się komplikacje. Doszły do końca składu i na sam przód przejścia nie było. Postanowiły więc na najbliższej stacji przesiąść się do pierwszego składu, pójść na przód i kupić bilety. A tu przyszedł pan kontroler "Proszę bilety do kontroli" "Ale my właśnie chcemy kupić".

Ominął je i podszedł do chłopaka, który razem z nimi wbiegł do pociągu i też chciał kupić bilet. Zaczęła się kłótnia o to, że w drugim składzie nie można kupować biletu i z automatu jest naliczana opłata taryfikacyjna 74 złote (jeśli się płaci od razu na miejscu...). Gość twierdził, że nie ma dowodu tożsamości, doskonale, to wysiądą w Brwinowie i poczekają na patrol policji.

...w Brwinowie gość ze stacji zwyczajnie uciekł, a dziewczęta zgodnie ze swoim planem przesiadły się do pierwszego składu i poszły na sam przód...

sobota, 21 marca 2015

* * *

Jaki hałas, niech ktoś to wyciszy...pomyślała, ale to była jedna z ostatnich myśli o tym, co się dzieje dookoła niej.
Zauważyła strach. Ten największy ze wszystkich, którego dotychczas nie potrafiła nazwać.
Na chwilę przeniosła się w świat snów, marzeń i wyobraźni. Otulał ją płaszczem i mówił "może sobie być. możesz się tego bać...to może sobie być"...
Jeszcze nie wybrzmiało to w jej uszach kiedy...zaćmienie przyszło. To, czego się bała. Słońce po prostu zgasło i nagle znalazła się w totalnej ciemności i bezgranicznej pustce. Słońce zgasło. Tak jakby nigdy go nie było...?

F. mówił, że najciemniej jest zawsze przed świtem...

środa, 18 marca 2015

Tata widzi. Tata kocha! :)



Można się przestraszyć. "Bóg mnie widzi. Bóg na mnie patrzy. Bóg mnie obserwuje." Zaczyna brzmieć niebezpiecznie, że zaraz Bóg będzie mi wytykał wszystkie niedociągnięcia... o grzechach nie wspominając. Można się przestraszyć.
Ale to nieprawda.

poniedziałek, 16 marca 2015

Z Bogiem w tle

A.
Uważność przeniosła się na jeden dzień do Poznania.

czasem są takie szalone pomysły, które nieoczekiwanie nagle zaczynają z głowy wychodzić i oglądać światło dziennie. Po co wstawać o 4-tej nad ranem, jechać ponad 3 godziny pociągiem do Poznania, a wieczorem wracać kolejne ponad 3 godziny i kłaść się spać w środku nocy z powrotem we własnym łóżku... No i jeszcze za ten pociąg płacić, za darmo każdy by się przejechał.
A jednak można.
Wystarczy, że dwie rąbnięte mieszkają daleko od siebie, w Warszawie i Szczecinie, i chcą się spotkać.

Wspaniale jest wybić się z życia na ten jeden dzień i przestać się spieszyć. Bez planu, bez niczego, jedyne co mnie ogranicza to pociąg o 19:33 i to, że nie mam miliona w portfelu. Możemy iść w lewo albo w prawo, możemy posiedzieć w Cacao Republika jeszcze godzinę albo już wychodzić, możemy...możemy sobie być :)

* * *

Jeździły sobie autobusami bez sensu. Nie wiedząc, gdzie są, w co wsiadają i dokąd jadą. Jak się podoba - to wysiadają. Jak nie - to czekają na lepszą okolicę. Autobus numer 60 mknął po poznańskich ulicach i uliczkach tak jak co dzień i w zasadzie nikt z pasażerów nie zwracał specjalnie uwagi na to, co dzieje się za oknem. A za oknem się działo! Za oknem był napis, który można zauważyć.
Pisk, wizg, tu im się podoba, wysiadają na najbliższym przystanku... i wracają kilometr, żeby zrobić zdjęcie napisu.


Ale o tym napisie jeszcze będzie kiedyś.


* * *

niedziela, 8 marca 2015

* * *

Mimo, że rzadko się widzieli i na dobrą sprawę już dawno nie rozmawiali, Tesia skądś wiedziała, że jest jego księżniczką. Ale ponieważ rycerzy naokoło było wielu, długo nie wiedziała, którego z nich wybrać na swojego księcia.

Tamtego dnia dalej nie wiedziała, ale jej serce tęskniło strasznie do Tego Jednego, dawno niewidzianego. Tęskniło już dobrych parę tygodni i ilekroć ktoś niezapowiedzianie dzwonił domofonem serce zaczynało szybciej bić... ale to wciąż nie był On. Zawsze okazywało się, że listonosz albo kurier, albo niezapowiedziana wizyta siostry.
Przyszedł tamten dzień i gdy obudziła się poczuła, że dziś On musi przyjść. Po prostu musi. Dziś się zobaczą, bo "tak jest napisane w gwiazdach", tak mówią wszystkie znaki na niebie i ziemi, tak mówiła jej kobieca intuicja ...To miłe podekscytowanie, szybko bijące serce, ogrom tęsknoty a jednocześnie niepewność, co zrobić, jak już się spotkają...? Specjalnie uczesała się w nową fryzurę i nie chodziła w dresie po domu... Dla Niego.
Zadzwonił domofon. W domu była tylko ona i jej siostra. Serce oszalało. Czy to On?
Odebrała. Z drugiej strony nikt nie odpowiedział. Serce dalej biło w przyspieszonym tempie... otworzyła, mimo, że nie ma takiego zwyczaju. Ale nikt nie przyszedł.

Potem stanęła w swoim pokoju i patrząc w okno złościła się na kolejny raz zepsuty domofon. Zastanawiała się, czy właśnie nie straciła tej jedynej życiowej szansy. Na Niego.

sobota, 7 marca 2015

* * *

Jak to się wszystko zmienia... pomyślała czytając kolejny mail.
Miały razem wyjechać na wakacje, jak co roku. Całą paczką. Lubiły się, mniej lub bardziej, ale jednak już po tych kilku wyjazdach z lat poprzednich coś je nieodwracalnie...? połączyło. A może właśnie odwracalnie...? Miały razem wyjechać, ale jak przyszło co do czego to okazało się, że praktycznie każda z nich ma swoje własne życie i ma inne, ważniejsze plany.
Jasne. Tak musiało być... i w zasadzie od zawsze o tym wiedziała. A jednak mimo wszystko cień zaskoczenia i smutku wcale nie jest tak mały, jak wydawało się, że będzie...
I nie ma żalu. Nie ma żalu do nikogo, bo przecież taka jest naturalna kolej rzeczy. I cieszy się, że prawie każda z nich (ona sama też!) znalazła już sposób na spełnienie marzeń.
Ale jednak cień smutku nie jest tak mały, jak wydawało się, że będzie...

Komedia na kółkach, czyli mój kręgosłup :)

Na chwilę powracają opowieści mojego kręgosłupa. Z kręgosłupem, mną i panem TR w rolach głównych.

Komedia na kółkach zaczęła się pod koniec stycznia, gdy byłam zapisana na kolejną wizytę u pana TR. Na czwartek, 29.01. Dzień przed połówką z Inszuszinaków, żeby się tak tego, odstresować i w ogóle. Żeby mnie kręgosłup na egzaminie nie bolał...

W środę zadzwonili z przychodni, że pana TR nie będzie. No dobrze, to można przełożyć na tydzień później? Można. I się przełożyło na 5.02.

4.02 zadzwonili, czy będę? Będę.
Za to 5.02 gdzieś w południe znów zadzwonili, że pana TR nie będzie... można przełożyć? Można. Ale 12.02 to ja wyjeżdżałam w góry, więc jednak 19.02.

18.02 zadzwonili potwierdzić wizytę. Czy będę? Będę.
19.02 o 10 zadzwonili, że pan TR jest chory ma L4... Ojej, no to przekładamy, na 26.02.

25.02 byłam bardzo ciekawa, co to będzie. W zasadzie zaczęło być całkiem śmiesznie.

środa, 4 marca 2015

Lingua Latina pulchra est

Lingua Latina pulchra est - Język łaciński jest piękny.

Jest piękny i to jest prawda, i cieszę się, że się uczę łaciny na studiach, niech żyje wydział historii i łacina w minimum programowym! Naprawdę, super sprawa, bo w sumie kiedyś chciałam, ale w szkole przecież nie ma i w ogóle. A łacina ma w sobie coś takiego dostojnego... i to jest właśnie piękne.

Łacinę, lektorat, prowadzi pani UJ. Jest całkiem sympatyczną osobą, niezwykle niezwykle niezwykle i niesamowicie dokładną, naprawdę do bólu. I teraz chodzi o to, że mamy podręcznik. W podręczniku jest gramatyka, którą przerabiamy ostatnio w tempie apokaliptycznie szybkim, jakby od tego zależało nasze życie... i teksty, które tłumaczymy i omawiamy.

Jak omawiamy? Bynajmniej nie chodzi tu o znaczenie wyrazów, bo o to chodzi dopiero na końcu. Chodzi o formę gramatyczną. Co to jest, orzeczenie, podmiot, czasownik, rzeczownik, przydawka, a jaka, a może dopełnienie...bliższe czy dalsze? A jaki to przypadek? A związek zgody z czym, a do czego się odnosi, a skąd wiemy, że to accusativus, a może jednak nie...!!!

I to jest strasznie nudne.

Ale wszystko byłoby dobrze, gdyby to się na łacinie kończyło.
A... się nie kończy.

Bo potem Marcysia idzie do kościoła, a tam na przykład "Adoramus te Christe". I zamiast modlić się jak człowiek, to rozgryza zagadki gramatyczne, co jest jaką formą, czy na pewno i z jakiej koniugacji/deklinacji są słowa, i jaki to czas i... i... i.............
I to jest potwornie denerwujące. Jeszcze pół biedy jak było "Da pacem Domine", bo to ma 3 słowa i szybko zagadki się skończyły, ale jak jest już wymienione wcześniej "Adoramus te Christe", to to jest potwornie długie...!

Lingua Latina pulchra est.

wtorek, 3 marca 2015

* * *

...chciała pójść na ciekawy wykład, ale przemęczona życiem nie zdążyła. Jedynie lecąc z innych zajęć na próbę śpiewu i jedząc obiad w pośpiechu przelotnie pomyślała, że chciała być gdzie indziej. No cóż, nie udało się, w życiu jest mnóstwo fajnych rzeczy do zrobienia, a wybierać trzeba tylko te najlepsze, bo na te zwyczajnie fajne brakuje czasu.
Kilka dni później podszedł do niej znajomy i opowiadał, jak było fajnie i że ktoś ten wykład nagrał. Po chwili wyjął z zeszytu elegancko złożony plakat i dał jej chyba bez komentarza. Już miała się roześmiać, że po co jej więcej makulatury... gdy spostrzegła, że na plakacie jest autograf prowadzącego wykład specjalnie dla niej. I lekka irytacja zamieniła się w...

Dziękuję! :)

poniedziałek, 2 marca 2015

Uważność na zewnątrz i do środka

MOŻE niektórzy zastanawiają się, co z moim postanowieniem. No, sobie jest. Ale...

Na szczęście nie obwarowałam tych spacerów żadnym, że "codziennie tu coś napiszę". I Bogu dzięki :)
Bo jakoś tak jest, że jak zaczęłam chodzić na moją wspaniałą uczelnię, to mimo, że chodziłam różnymi drogami, i patrzę na to, co mijam, to... uważność się zmieniła. Z zewnątrz na do wewnątrz. W sensie - zaczynam tak sobie patrzeć i zauważać, co siedzi we mnie. Trochę to zabawne, bo chyba się tego nie spodziewałam. Trochę samo wyszło, a trochę inni pomogli... :)

A to jest internet! Miejsce wirtualnie bez mała publiczne, a nie pamiętnik czy kawa z przyjacielem.
No i klops. Zauważam, a tu nie ma co wrzucać... ;)

Kraków. Gdzieś na Kazimierzu chyba.

A tymczasem na MIMie znów się zaczęły zajęcia, za którymi się tak bardzo wszyscy stęsknili i mamy nowego bohatera uśmiechniętego - profesora Niedźwiadka. Nazywa się inaczej, ale jest Niedźwiadkiem. Polarnym w dodatku. Jest wspaniały i kochany. Ale o tym innym razem... :)