środa, 30 kwietnia 2014

Dzień IX. ...które nigdy nie zajdzie chmurą!

Kontaktowi, a zwłaszcza Pawłowi, który mi kazał tam przyjść. No dobrze, zaprosił ;)
oraz o. Jackowi Olczykowi SJ, dlaczego tak, będzie dalej :)


Szalona jakość, jak zwykle ;) chyba już się przyzwyczajacie

Byłam sobie na Mszy. Akademickiej. Dobre kazanie, w ogóle fajnie, wychodzę z kościoła i czuję, że ktoś o czymś zapomniał i będzie mnie gonił.
- Marcysia, Marcysia! Cześć, jesteś siostrą Bogusi?  Tak w ogóle to jestem Paweł, ty jesteś teraz tuż przed maturą prawda? pierwszy raz chyba widzę człowieka na oczy. no, widzieć może nie pierwszy.Ale pierwszy raz w życiu z nim rozmawiam.
- Cześć, jestem Marcysia, no tak, w poniedziałek się zaczynają :)
- To chodź do nas na spotkanie, no chodź.
- Okej!

Poszłam. To chyba Kontakt (taka wspólnota-przyp.autorki), bo dziś środa. Bogusia była w Kontakcie. Dobra, pójdę, co mi tam. Poszłam.
I bardzo dobrze :).
dlaczego. A no dlatego, że nie ma przypadków. (dobre wytłumaczenie, co nie? bardzo konkretne)

wtorek, 29 kwietnia 2014

Dzień VIII. W poszukiwaniu straconej czekolady

Mówiłam, że tak będzie.
Panu TR.



Przegrałam czekoladę, ale to już chyba wiecie.

I to jaką czekoladę. Muszę teraz znaleźć. Czekoladę "Tyraj, misiu!" (czyli tiramisu) albo strzelającą milkę. Nie ma i nie ma. Obeszłam już Mokpol, abc "po sąsiedzku", Delikatesy centrum, Carrefour express (jejku, ile ja mam sieciówek w okolicy) oraz 3 sklepy bez nazwy. Nie ma i nie ma.

Szukaj wiatru w polu.
Trzeba było nie przegrywać :)

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Dzień VII. Tak to ja się mogę uczyć polskiego... :)

Tomowi Borkowskiemu, autorowi "Wędrujemy" :)


No tego to jeszcze nie było.
Przygotowuję swoją prezentację na ustny polski... no straszne, całe liceum sobie powtarzałam "Marcyś, tylko nie bierz poezji, bo jej nie umiesz interpretować, ani żadnych obrazów, bo się na nich nie znasz, weź jakieś powieści, które lubisz i tak będzie najlepiej.". Zgadnijcie, co wzięłam.

niedziela, 27 kwietnia 2014

Święty szczęśliwy! :D

Napisałam ten tekst 3 lata temu, przy okazji beatyfikacji (tekst niżej, nie trzeba klikać w link):

"Błogosławiony Jan Paweł II. Nie powiem, pięknie brzmi.

Ale dla mnie to te tytuły "błogosławiony", "święty"... No super, że są. Tylko że one oddalają te postacie od rzeczywistości. No, prawda, już nie żyją, ale jednak.
Na przykład taki Jan Paweł II. Osobiście nie znałam, ale doskonale pamiętam. Teraz jest błogosławiony no i fajnie.
Jak się mówi "błogosławiony Jan Paweł II" to od razu oficjalniej się robi.

Ale zaraz. Ileż to razy słyszeliśmy, że błogosławieni znaczy... szczęśliwi?
No to zamieniamy:

Szczęśliwy Jan Paweł II.

No... genialnie! Od razu jakoś wraca do nas, na ziemię z tych wyżyn niebieskich.... :D
Zobacz, jaki radosny! :D

Tyle. :)"

Zdania nie zmieniłam. Dalej mnie wkurza chwilowe napompowanie rzeczywistości, podczas gdy za tydzień duża część tych dzisiaj zachwyconych ludzi w ogóle o rzeczy nie będzie pamiętała.
Szkoda, że "święty" się tak fajnie nie zamienia jak "błogosławiony". Ale i tak będę sobie mówić, że "szczęśliwy". Nawet może bardziej szczęśliwy niż te 3 lata temu... :)

Więc szczęśliwy święty Jan Paweł II szczęśliwy święty Jan XXIII tyle w temacie.

Amen. Uśmiechy :)! :D

Dzień VI. Wypracowanko

Panu P.


Uff... udało się. Napisałam wreszcie wypracowanko :) i wysłałam panu P. Zdążyłam w weekend, tak jak się z nim umówiłam.
Nawet mi się podoba. Nawet mi się wydaje, że ma ręce i nogi, chyba pierwszy raz mam takie wrażenie
.
.
.
.a może to tylko wrażenie...
...i tak pewnie zostanie obśmiane, bo ja nie umiem pisać naukowych wypracowań. Piszę je po swojemu. Czyli - trochę potocznie. A jak już piszę naukowo to sama nie mogę czytać, bo jest tak nudno... :(

Ale napisałam! :D Skończyłam, nareszcie! :)

I od jutra mogę uczyć się dalej :)

Uśmiechy :)

sobota, 26 kwietnia 2014

Dzień V. A mówią, że nic za darmo...

Panu od wszystkiego z bazarku noszącego szumną nazwę "pasażu Wołoska".


Rozwaliłam sobie wczoraj na Polach Mokotowskich eleganckie buty i wracałam boso do domu :). Było super, ale buty trzeba naprawić przed maturą. Zaniosłam je dzisiaj do pana szewca (który jest również panem od kluczy, suwaków i w ogóle), żeby wszył z powrotem pasek, zawsze do niego zanosimy wszystkie rozwalające się buty :)

Dzień IV.2. Nie, nie zdenerwuję się :)

Gabrieli Prokop, ponownie.
Oraz panu z autobusu.
Oraz Masie Krytycznej, na którą udało mi się nie zdenerwować.



Wczoraj po zakończeniu roku, po Polach Mokotowskich i szybkim obiedzie pojechałam na wernisaż Gabrysi (ten, o którym pisałam, że mnie zaprasza ;)). Spotkałam tam mnóstwo znajomych, Gabrysię też, spędziłam godzinę oglądając obrazy, batiki i rozmawiając o fascynujących zastępstwach z polskiego z prof. Niebudą. W końcu udało mi się stamtąd wyrwać, byłam w niedoczasie, bo miałam być ok. 19 w domu, o 19.30 już na pewno, a po drodze jeszcze chciałam chociaż na trochę wpaść do Emilii na melanż z okazji skończenia szkoły, bo powiedziałam, że wpadnę :). Wychodzę więc z wystawy przy ulicy Jezuickiej, i wymyśliłam, że jak podjadę do metra autobusem to będzie szybciej niż piechotą.

Och, Marcysiu dorosła, jeszcze się nie nauczyłaś, że przekombinowywanie z komunikacją zawsze ci źle wychodzi...

piątek, 25 kwietnia 2014

Dzień IV. MATWOS

Dedykowane mojej klasie z liceum :) MATWOSom najlepszym na świecie. Wymienieni niżej.
Oraz gościnnie Pawłowi Sawiakowi, za wieczorną niespodziankę gratulacyjną (widać na zdjęciu :))


Nie umiem robić zdjęć bukietów laptopem. Przepraszam.
Dziś szczególny dzień, w którym dostałam świadectwo ukończenia szkoły średniej. I chciałam tu podziękować moim kochanym matwosom, jedynym w swoim rodzaju, które mnie przygarnęły w ostatnim roku liceum. Roku jakże trudnym i obfitującym w szkolne przygody. Dziękuję! (konieczne czytajcie dalej!)

czwartek, 24 kwietnia 2014

Dzień III.2. III poziom :)

Jeszcze jedna rzecz mnie dziś niebywale ucieszyła, nawet trochę tańczyłam z radości, mianowicie próbna matura z historii. Tylko w świetle późniejszych radosnych wydarzeń trochę o tym zapomniałam :)
Boże, nareszcie jakiś wynik w granicach oczekiwań! :D


16/20 z wypracowania. III poziom. Marzenie! :) (w wypracowaniach maturalnych są poziomy. Najlepszy jest IV, ale to tylko dla mistrzów :)...III to i tak jest bardzo bardzo dobrze.)
I reszta też całkiem dobrze.

...czemu próbne się nie liczą jak prawdziwe? :(


... może prawdziwa pójdzie mi jeszcze lepiej :>.
Ale wtedy mielibyśmy do czynienia ze zjawiskiem popularnie zwanym CUDEM.



Uśmiechy :)

Dzień III. Czas leczy rany.

Mojej byłej klasie, 3D. A zwłaszcza Banaszkowi, Weronice, Gabrysi, Karolinie Pę., Kalinie, Kasi i Asi K.. Oraz całej reszcie, ale ich nie ma na zdjęciu (ani go nie robili ;))



Czas leczy rany.
Odwiedziłam dziś moją dawną klasę w nowych murach, trzy razy prawie się zgubiłam, ale się udało. Bałam się strasznie, bo w sumie od września ich nie widziałam, a rozstałam się z nimi w atmosferze raczej wojennej (no, może przesadzam, ale jakoś mega miło nie było. Przynajmniej z mojego punktu widzenia). Więc co to teraz będzie... Pretekst miałam :), bo się podpisywałam na prezencie dla najwspanialszej pani od rosyjskiego...

środa, 23 kwietnia 2014

Dzień II. To, co tygryski lubią najbardziej :)

o. Romkowi Groszewskiemu SJ :)


Dzisiaj tak.
Bo po raz pierwszy od dłuuugiego czasu (hm. 2 tygodnie to nie tak znów długo...) udało mi się ogarnąć, i zrobić wszystkie ćwiczenia od początku do końca. Tak jak w super chytrym planie...było codziennie. Zaczynam nowe życie :) Takie postanowienie wielkanocne.

wtorek, 22 kwietnia 2014

Dzień I. Telefon.

Gabrieli Prokop :)


Zadzwoniła do mnie Gabrysia. Ta od Gabrysinego kącika. Że może się ze mną spotkać wtedy, kiedy ja chciałam (cud, przecież ja mam maturę, a ona własne życie, i udało nam się znaleźć wspólny termin!). I że zaprasza mnie wernisaż swoich prac. Na piątek.
Co tam matura, nieważne, i tak się (nie) nauczę. Mogę, oczywiście, że mogę, bardzo mi się ten pomysł podoba :)!

Trudno zrobić zdjęcie tego, jak rozmawiam, zresztą wtedy jeszcze o 100happydays nie wiedziałam...więc jest printscreen jej bloga, akurat z postem w którym zaprasza na tę właśnie wystawę.

Uśmiechy!
1% done :)

Wyzwanie życia

Pomyśleć, że kilka godzin pisałam o tym, że mam zły humor. A trafiłam na taką stronkę: 100happydays.
Ogólnie chodzi o to, żeby przez 100 dni z rzędu robić fotki tego, co sprawia mi radość. Chociaż kawałek radości :). I można albo te fotki wysyłać im na maila albo wstawiać na fejsa...

Ja mam problem. Bo dość często wyjeżdżam w jakieś różne miejsca takie, że nie mam internetu (tak, mam telefon bez internetu. a aparat ma taką świetną jakość, że nic, tylko fotozagadki robić :)). Więc tak "oficjalnie" nie mogę w tym udziału wziąć. Więc wezmę tutaj.

Moje zasady są takie:
- fotki robię codziennie
- wstawiam je codziennie, chyba że nie mam internetu. Ale o wyjazdach zazwyczaj wiem z wyprzedzeniem, więc będę tutaj również uprzedzać. Jak nie uprzedzę to przegrywam! :D

Miłego oglądania, zachęcam aby i ze mną się tego wyzwania podjąć. Jedną towarzyszkę już mam - Komaruu, do boju! :D Komaruu będzie wstawiać hurtowo raz na tydzień tutaj: Dum Bam Duss, bo to jej blog.
U mnie będzie osobna kategoria na 100happydays, żeby można było wszystko ładnie zobaczyć, tam po prawej macie różne dziwne rzeczy, o mnie, o blogu, wyszukiwarkę i kategorię. Od dziś jak klikniecie kategorię 100happydays to zobaczycie jak mi idzie :)

Zobaczymy jak będzie z czasem, postaram się jakieś opisy dołączać, żeby było trochę ciekawiej :) i dedykacje :)

Dzisiaj dzień pierwszy, 22.04.2014. Koniec wyzwania nastąpi 30.07.2014. Ha, jak dobrze pójdzie to będę wtedy nad jakimś morzem europejskim, sam środek wakacji! Ostatnie focie zatem zobaczycie potem.

Coś czuję, że będzie mega trudno, matura po drodze i w ogóle, ale potem wakacje, to niby łatwiej... :D
No, to dobrego oglądania! Zaraz wskoczy dzień I :)
Uśmiechy! :)

Cudowność Świąt

Poświątecznie.

W tym roku to, co mnie w świętach cieszyło najbardziej to to, że...ech, długa historia.
Strasznie zmęczona byłam. I zwykłym życiem, i wszystkim, niewyspana i w ogóle, a te dni przedświąteczne z urwaniem głowy na temat porządków, ciast, pasztetów i tak dalej, to wszystko zrobić, zgrać tak, żeby było w dobrej kolejności i dobrym momencie...

Cieszyłam się, że są te długie liturgie. Bo mogłam odpocząć :> (w zasadzie to dziwne, zawsze były jeszcze bardziej męczące niż reszta. To chyba świadczy o poziomie mojego zmęczenia :)).

Ogólnie rzecz biorąc to przez zmęczenie trudno było jakkolwiek optymistycznie patrzeć na to wszystko.
Ale wiecie co? Właśnie dlatego uświadomiłam sobie, że święta są niezależnie od mojej radości. I nie chodzi tu o czerwień w kalendarzu tylko o radość świata.
Bo, jak chrześcijanie wierzą, Chrystus zmartwychwstał. I tego już nie zmienimy, to już się stało (i Bogu dzięki! :)). Nie trzeba teraz jeszcze nieść miliona podań o zmartwychwstanie do urzędu niebieskiego, których i tak nikt nie rozpatrzy bo nie ma jednej kropeczki. Niezależnie od tego, jak te święta były okropne albo cudowne, Jezus zmartwychwstał i wszystko zmienił. I już nic nie będzie takie samo. No, może pozornie.

Wydarzeń sprzed 2000 lat nie zmienimy. Możemy zmienić tylko sposób obchodzenia rocznicy :)

A tak w ogóle, to oby do wakacji. Mam dziś okropny humor i do niczego motywacji. A powinnam się uczyć do matury, zrobić prezentację na ustny polski, pójść po zakupy (zaraz pójdę), zrobić ćwiczenia "na czekoladę" (i tak tym razem z czekolady nici. Ale miałam się starać też niezależnie. Więc. Kurczę...) i tyle innych rzeczy...
A ja chcę po prostu odpocząć.
Za miesiąc wakacje. Niecały. 20 maja o 17:00 koniec ostatniej matury :D

środa, 16 kwietnia 2014

Młoda

Młoda ma 14 lat i tę właściwość, że jest moją siostrą. Oraz setki innych, na przykład z łatwością mnie doprowadza do stanu zdenerwowania, a potem się dziwi, czemu ja właśnie zdenerwowana jestem. Czyli robi to nieświadomie (chciałabym w to wierzyć). Czyli można jej to (z łatwością) wybaczyć. Wybaczam.

Młodej zdarzy się czasem powiedzieć coś, co mnie rozbawi bardzo. Do łez. Albo prawie. Na przykład ostatnio...

środa, 9 kwietnia 2014

Zrealizowano (cd)

Z uśmiechów pana TR :)

Zatem po zrealizowaniu mojego super chytrego planu poszłam w poniedziałek do pana TR na ćwiczenia.
I jak zwykle, w końcu uznałam, że co tam, opowiem mu historię o naszym zakładzie, którego nie było, niech się pośmieje (a może da mi czekoladę ;)).

Już tam pod koniec wszystkiego, już prawie wychodzę, waham się w sobie: powiedzieć, czy nie powiedzieć? No dooobra...

Cztery pory roku

Opowieści z wędrowniczego szlaku...

Ruszyłyśmy w góry. Z Ustrzyk, do których nas dowiózł Pan Busik biorąc nas na stopa (w kp=oficjalnej książce pracy znalazł się jakże szczególny wpis "Do Ustrzyk Górnych dojechałyśmy busem radośnie śpiewając") Chmury się podnosiły, kawałek asfaltem, a potem hopsa, na niebieski szlak. W zupełnie inny świat. (Rym!) I było "Gór mi mało..."

Najpierw taka jakaś bajkowa zieloność. Tak, zieloność. Tak, w lutym. Trochę iglaków, mchów, i już. Jakaś mgiełka między drzewami, błotnista dróżka, więc zrobili taką drewnianą ścieżkę. Prawdziwie bajkowa atmosfera. Z takiej wiosny albo jesieni. Bardziej jesieni, bo przecież część drzew nie miała śladu liści. Nagle Maja zawołała: patrzcie, niebieskie niebo! I zaczęłyśmy wchodzić w lato...

Jakbym przypadkiem chciała poprawiać maturę...

Z uśmiechów pana P.

Godzina wychowawcza. Pan P. rozdaje nam deklaracje maturalne z powrotem.
Ja: Po co mi teraz ta deklaracja?
Monika: Żebyś sobie powiesiła nad łóżkiem, na pamiątkę! To ostatnia deklaracja, już nigdy więcej jej nie wypełnisz, chyba, że...
Ja: No właśnie, chyba że w przyszłym roku będę musiała poprawiać maturę z historii, to znów będę ją wypełniać...
Na co włączył się pan P: Jak w przyszłym roku przyjdziesz tutaj do szkoły w celu poprawienia matury z historii, to każę cię poszczuć psami!
Uuuups
Ja: No ale wie pan, bo jak dostanę w tym roku na przykład 98%, a w przyszłym stwierdzę, że chcę poprawiać i mieć 100%...
Pan P.: A, no chyba że tak.
Uuuufff...

No, to tak. Uśmiechy! :)

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Zrealizowano :)

Super chytry plan zatwierdzony do realizacji 4 tygodnie temu.
Zrealizowano.

Jak było? Mega ciężko. Robić "coś" codziennie, porządnie, niezależnie od zmęczenia, niewyspania, tego, czy mam na "to" czas o 14 czy dopiero o 3 w nocy. Było strasznie i bardzo mi się nie chciało. Ale dało radę...

Wszystko przez śmieszną motywację...jaką? uwaga: