czwartek, 13 lutego 2014

Wypadałoby...

Ostatnio złapałam fazę na dość regularne pisanie tutaj. I w sumie, zgodnie z tą fazą to wypadałoby już coś napisać.

Wypadałoby.

Ale co tu pisać, jak jest cholernie trudno, kryzys miesiąca (oj tak, mam nadzieję, że gorzej już do końca lutego nie będzie), dzień mniej więcej okropny...

Oczywiście, są te jasne strony życia. Justyna ma złoto! Już napisałam te dwie klasówki do których zaczęłam się uczyć wczoraj i nie było to najlepszym pomysłem. I w zasadzie nie najgorzej mi poszły (w takich momentach zaczynam wierzyć w cuda).

piątek, 7 lutego 2014

Z uśmiechów pana TR

Opowieści mojego kręgosłupa stały się nadzwyczajnie popularne... ;) więc...

Z uśmiechów pana TR (jeśli ktoś nie wie, kim on jest, to odsyłam tutaj), a właściwie to z jego śmiechów ze mnie, no ale, niech będzie.
Oddechówka. Pewnie już o niej tu wspominałam, bo jest bodaj najbardziej charakterystycznym ćwiczeniem, a już na pewno bardzo wspominanym (na potrzeby ewentualnego "czyjegoś" śledzenia: i robionym również, wspomnienia nie kończą się na myślach ;)). Bardziej albo dłużej od niej to się wspomina tylko rozciąganie rozmaitych kawałków mięśni, bo one potrafią potem ciągnąć...długo.

czwartek, 6 lutego 2014

Co mi dała ta okropna i kochana rehabilitacja

To w tytule wcale się nie wyklucza. Okropna i kochana :) ale bardziej kochana ;)

Podobno to temat na książkę. Ale może nie przesadzajmy... to trochę w klimacie "dobrych stron rehabilitacji" o których tu już z dawien dawna pisałam... a potem mając turnus zastanawiałam się, skąd mi się to wszystko wzięło ;)
Nie no, żartuję. Wszystko prawda. Tylko czasem jak człowiek miał zły dzień, to mu było trudno w coś takiego uwierzyć...
Do rzeczy. Jak zwykle się rozpisuję nie na temat.

Co mi dała rehabilitacja?

Rozdwojenie jaźni :D. Jestem ja i mój kręgosłup. Dwa oddzielne byty. Zupełnie różne, a zmuszone do współistnienia ;). Ja chcę się uśmiechać, a kręgosłup mi narzeka. Ja chcę robić szalone rzeczy, jeździć na koniach, skakać, "niewiadomocojeszcze", a kręgosłup błaga o litość i rozsądek. Ubolewam nad tym, ale słuchać muszę, bo mnie trochę szantażuje, bólem.
A jednak jakby ktoś mi kazał wybierać, czy wolę żyć z takim wyjątkowym czy zupełnie zdrowym, najzdrowszym, najprostszym, najpiękniejszym na świecie to... chyba nie. Nie.

I tu powstaje pytanie "dlaczego?", bo to do końca logiczne nie jest.
Za dużo bym straciła. Stanowczo za dużo. Bo...

środa, 5 lutego 2014

Realistycznie patrząc...

Z serii uśmiechów pana P.

Idziemy korytarzem:
- Może by pan nam (mi i Rudej) jeszcze jeden temat jakoś niedługo zadał, żebyśmy zdążyły jeszcze jedno wypracowanie przed feriami napisać (w domyśle matura coraz bliżej...)
- No, może tak, tylko musiałbym się zastanowić, i w domu sprawdzić do których tematów mam wzorce, żebym mógł potem dać takie coś, jakbym ja to napisał...
- To może dziś się pan zastanowi...i jutro nam powie?
- No, może tak. Chociaż realistycznie patrząc, to pewnie wyjdzie w piątek. <już się zaczyna robić śmiesznie>... a tak naprawdę bardzo realistycznie patrząc to początek przyszłego tygodnia, tylko wtedy nie zdążycie napisać... więc postaram się do piątku :)

Urocze :)

Uśmiechy! :)

wtorek, 4 lutego 2014

Spalone mosty

Jak się skądś odchodzi...
nie trzeba palić mostów za sobą.
Wręcz lepiej zachować to, co było dobre,
bo później dużo trudniej to odbudować.
I spokojnie czekać na nowe.

Uśmiechy! :)

niedziela, 2 lutego 2014

Sorry, sorry, mamy taki klimat...

Ojej, ile radości w 4 minuty...

Tu już nieco pocięty, ale w miarę oryginał... :)

A tu mistrzowska przeróbka Szymona Majewskiego.


Tyle radości! :)