niedziela, 10 sierpnia 2014

W drogę (85happyday)

Spakowałam się.
W jakieś 7,5 kg.
Przy czym 0,5 kg ubrań miałam na sobie.
Musiało się udać.

Wychodzę. Spóźniona. Na 18:20 się umówiłam jeszcze z o.KS, że się wyspowiadam. Jak się jedzie w takie dalekie kraje...bezpieczniej ;). Pędzę. Prysznic "tużprzedwyjściemżebynadłużejstarczyło" diabli wzięli, upał taki, a ja biegnę z plecakiem... 18:17, połowa drogi do kościoła, szlag! zapomniałam podpisać upoważnienia dla B., żeby mogła ZŁOŻYĆ papiery na studia. Podpisałam, żeby mogła odebrać z historii, "nawszelkiwypadek", jakbym się dostała na ten mish. Ale zapomniałam podpisać, że może złożyć. Telefon. Młoda. Teczka, długopis, błagam, znieś na podwórko. Wracam. Pot leje się strumieniami. Spotykam Młodą z teczką i długopisami. Siadam na chodniku. Wypełniam upoważnienie. Średnio-na-jeża, bo nie pamiętałam do końca jak się te wszystkie MISHowe skróty rozwijają. Trudno, czort to bierz, podpisane, lecę do kościoła. Spóźniona już karalnie. A o.KS specjalnie na moją prośbę przyszedł wcześniej spowiadać. Głupio mi.

Ale. Pełna nadziei na przyszłość, czysta i pobłogosławiona, ruszam w dalszą drogę. Dochodzę do metra. Szlag. Zapomniałam biletu. Przecież muszę dojechać do centrum. Trudno, kupię w metrze. Aha, Marcysia-przykład pomyślunku, nie wzięła również legitymacji, przecież za granicą i tak jej nie respektują. Ale wracamy polską tlk-ą... Telefon. Młoda, błagam, przywieź mi portfel. Do centrum.

Że ona się zgodziła. Młoda, jesteś święta. Stwierdzam heroiczność cnót :).

No dobrze. Zbiórka, rozdział sprzętu, idziemy na pociąg, wsiadamy, ruszamy, nastroje pogodne, jeszcze nikt nie myśli o tym, że 3,5 tygodnia w takim towarzystwie będzie chwilami ciężkie... wypisujemy swoje obawy, nadzieje, wyzwania...

...bałam się, że znudzimy się w miastach.
...bałam się, że kręgosłup mi siądzie. że nie dam rady. że kondycji nie mam. i takie tam...
...miałam nadzieję...czy ja miałam jakąś nadzieję? oprócz tej, że przeżyjemy? ;)
...wyzwanie. ten cały obóz był jednym wielkim wyzwaniem. wyczynem. jak zorganizować. jak się spakować. jak przeżyć. jak żyć i dać żyć kręgosłupowi. innym ludziom.

Dostałyśmy dzienniczki. Żeby pisać na bieżąco co się działo. Żeby nie umknęło wszystko z wiatrem. Fajnie. Ładne :).

Pamiętam...
...plecak nie był ciężki. Marcysia nic wspólnego nie mogła do niego dopakować, bo Majka zabroniła. No i dobrze, kto to widział, żebym ja nosił wspólne rzeczy. A Marcysia się starała. Te tabelki i w ogóle wszystko...to miłe. Inna rzecz, że jakby się nie postarała to już ja bym się zemścił i jej nie dał żyć.
...ale coś dziwnego. Prawie wszyscy się spakowali w te 7 kg. Bardziej lub mniej przypadkiem. Hahaha, Gabi i Gosia się zaraziły ważeniem każdej rzeczy wkładanej do plecaka. Niemożliwe. Zabawne :) ...ale Marcyś zazdrości. Znaczy-głupio jej z tym, że "tak się starała, a inni i tak mają tyle samo". Myśli, że mogła się postarać bardziej... biedactwo, ma wyrzuty sumienia.
...postaram się nie nawalić.
Kręgosłup Marcysi.

Uśmiechy! :)

Dni dziurowe: 82-84

Dzień 82.

Znudziły mi się rzymskie znaki.
Usiłuję sobie przypomnieć, co wtedy było.
Niedziela. We wtorek miałam egzamin na studia. W niedzielę... co ja robiłam w niedzielę?

Niejasno pamiętam, że usiłowałam się już nie uczyć.
W środę miałam wyjechać na obóz. Więc pewnie robiłam coś związanego z obozem.
Przeliczałam tabelki żeby się zmieścić do plecaka...

Ech.

Dzień 83.

Poniedziałek.
Rano - biblioteka, już tylko na chwilę. Przejrzeć książki, które przeczytałam w ciągu tego tygodnia z kawałkiem i cześć.
A potem? Potem już chyba sobie te przygotowania darowałam. Obóz, obóz, obóz.

Dzień 84.