poniedziałek, 27 października 2014

(99) Bułgarski twaróg...czyli nigdy więcej.
Witamy w Hollywood

Oj. To był straszny dzień.
Straszny na swój sposób.
I oczywiście piękny.
Zaczął się bardzo ładnie, i tak trwał do momentu, w którym uświadomiłam sobie, że w ostatnim przyjaznym domu zostawiłam swoją pałatkę. A właściwie nie swoją, a mojej siostry.

Na szczęście w informacji turystycznej w Szirokiej Lace można było kupić taki płaszcz plastikowy. Którego nigdy w życiu nie zakładam, bo bardziej się od tego plastiku spocę niż zmoknę na deszczu. No ale jest.

I kupiłyśmy też twaróg. Dużo twarogu.
Bo po paru dniach w górach i pasztetu odczuwałyśmy brak nabiału.
Ser!

...ale to był tradycyjny bułgarski twaróg.
Czyli BARDZO SŁONY.
Bardzo bardzo.
Że ledwie się dało jeść.
A myśmy go kupiły tak dużo. I miodu do niego...ale komedia.

Nigdy więcej bułgarskiego twarogu.

A pałatka z Bułgarii do mnie wróci, tylko za rok. Bo została w ostatnim przyjaznym domu, a jego gospodarze bywają tam raz w roku. Więc trzeba poczekać :) komedia niezła... ;)

No i jeszcze obiecany Hollywood z tytułu: witamy we wsi...:



A jutro wracamy do semiotyki. Albo ewentualnie zajmiemy się jakimś innym ciekawym przedmiotem. Bo dzień nr 100 musi być efektowny, więc trzeba go dopieścić :)

niedziela, 26 października 2014

Znaki ikoniczne, czyli koty i inne opowiadania

Dziś będzie dużo rysunków.

Trochę definicji. Żeby zrozumieć, co dalej.
Znak to coś, co ma sens. I X jest znakiem Y-a dla osoby O wtedy i tylko wtedy, gdy osoba O przyporządkowuje X-owi Y-a.
Sygnał - to znak wysłany z jakąś intencją (ma świadomego nadawcę).
Symptom - to znak wysłany bez intencji (nie ma świadomego nadawcy).
To tak w uproszczeniu.

Czarny kot przebiegający drogę AH to sygnał, czy symptom?
No, to zależy. Bo jeśli został świadomie wysłany przez złośliwego sąsiada, to tak.
A jeśli nie, to nie.
A tak w ogóle to nie jest znak.

Kilka chwil później:
"No dobrze, proszę państwa, a jeśli AH przejdzie kotu drogę to kota czeka nieszczęście. Albo odwrotnie. Prawdę mówiąc, wszystko mi jedno".

sygnały czy symptomy? sygnifikatory czy symbole? konkretne czy abstarkcyjne?
TO W OGÓLE NIE SĄ ZNAKI

***moje notatki zawierają błędy, nie opłaca się spisywać ;)

sobota, 25 października 2014

Uśmiechy studenckiego życia

Czas zacząć pisać o czymś nowym.
Mimo, że stare - obóz i 100happydays się jeszcze nie skończyło pisać.
Ale zaczęłam studia!

Międzyobszarowe Indywiualne Studia Humanistyczne i Społeczne.
W skrócie MISH.
W skrócie: dla wariatów.

Parę słów nudnego wprowadzenia: ogólnie mi się podoba. Ogólnie jest fajnie, mam ciekawe zajęcia *no, prawie wszystkie* i dobrze się studiuje. Dużo czytania. Bardzo dużo. Bardzobardzobardzo dużo chwilami. Ale jakoś się żyje ;).

Historia. I... matematyka. Tak humanistycznie. Renesansowo wręcz.
Najbardziej lubię pisać na końcu zeszytu teksty prowadzących...

Zacznijmy od semio. Semiotyka logiczna.

niedziela, 19 października 2014

(98) Czudnite Mostovy, konie i ostatni przyjazny dom

Rano zwiedzałyśmy sobie Cudowne Mosty. Robiły potężne wrażenie - że to natura sama takie rzeczy w skałach porobiła. Przeszłyśmy się kawałek potokiem pod spodem, a potem ja z Gosią stwierdziłyśmy, że nie wracamy tą samą drogą... z tym, że jedyna inna droga wiodła po bardziej lub mniej, ale jednak pionowych skałach. Co z tego, próbować można. Spróbowałyśmy. Udało się, aczkolwiek mi się udało po drodze parę razy zjechać kilka metrów w dół, przez te pokrzywy, osty i jeżyny, które tam rosły (i dzięki którym było się czego złapać...i była tam ziemia, a nie lita skała). I wciąż mam taką cieniutką bliznę na ramieniu po tym włażeniu. Rany bojowe ;).

Ale Cudowne Mosty były naprawdę cudowne. Mimo, że po tym włażeniu byłyśmy całe w pokrzywach, ziemi i zadrapaniach. Ale wyczyn skoczył do góry, nareszcie, tak cudownie i miło z tym uczuciem, że się namęczyło, a zrobiło coś więcej niż "chodzimy".

sobota, 18 października 2014

(97) Jednokierunkowe szlaki bułgarskie

Szlaki w Rodopach czasem są... jednokierunkowe. I to nie tak, jak w Tatrach, że w drugą stronę jest niebezpiecznie. Nic z tych rzeczy. Po prostu tak oznaczone...

Wyruszyłyśmy z Hvoiny, tej wsi ze studentką filologii i ruszyłyśmy w kierunku Cudownych Mostów. Przez Kabatę. Miałyśmy dojść do niebieskiego szlaku i potem tym niebieskim już do końca dnia, do celu.

I zgodnie z planem doszłyśmy do niebieskiego szlaku, który jak się pojawił, tak zniknął mniej więcej od razu. Szlak-widmo. Dobrze, że prowadziła nas Maja, Maja ogarnia mapę, to szłyśmy bardziej niż mniej do celu. A niebieski szlak pojawiał się i znikał... Gabi ogłosiła konkurs na to, kto pierwszy znajdzie szlak. No i wtedy się okazało po paru minutach, że szlak jest najzwyczajniej w świecie oznaczony tylko i wyłącznie DO TYŁU. Taka sytuacja.

poniedziałek, 13 października 2014

(96) Filologia polska. O tak.

Cierpliwości.

Wstałyśmy rankiem. Ładnie było, choć zimno. Spałyśmy obok opuszczonej cerkiewki, była ławeczka, stół, grillo-kominek :). Ciepła herbata. Pasztet, a jakże. No i krem czekoladowy. Nareszcie. I ruszyłyśmy w drogę :).


Po paru kilometrach doszłyśmy do szosy, było po 9, o 10 chciałyśmy być w Monastyrze Baczkowskim, 8 km dalej. Łapałyśmy stopa, ludzie pięknie brali (zupełnie jak ryby na wędkę), i pół godziny później już wszystkie byłyśmy u celu.

niedziela, 12 października 2014

(95) Starożytność wciąż żyje w tych murach...

Plovdiv.

Drugie pod względem czegoś tam miasto w Bułgarii. Chyba wielkości. Ew. ludności. W zasadzie mogłabym to sprawdzić, ale że nie ma to większego znaczenia...

Ma przepiękne Stare Miasto.
Na wzgórzu. Więc wszędzie jest pod górę.
Wąskie uliczki. To coś pod nogami pamięta chyba jeszcze starożytność. Serio.
Amfiteatr...

oczywiście - cerkwie. Ale...nietypowe. Już nie przytłaczają ogromem. Ale wciąż piękne.

i ładnie tam było.

Nie wspomnę o obiedzie. Ostoja, pamiętacie owoce morza? ;)

I pojechałyśmy. Pojechałyśmy dalej, do Asenovgradu. Żeby wyruszyć...nareszcie...w góry! :)
Idąc przez Asenovgrad grałyśmy w rugby kremem czekoladowym. Bo miałyśmy takie cudowne kilogramowe pudełko, Maja i ja (przydkiem =kadra) chciałyśmy już je zjeść i nie czekać na "specjalną okazję", czemu kategorycznie się sprzeciwiała reszta. Żeby było na później.

przepraszam, że tak streszczam, ale raz - coraz mniej pamiętam, a dwa - spieszy mi się do opisywania gór :)


NO WIĘC ZACZĘŁY SIĘ GÓRY.

sobota, 11 października 2014

Dzień Polskiej Harcerki z punktu widzenia zniechęconej drużynowej wędrowniczek

Taki przerywnik wśród radosnych dni...

No więc tak. Nie cierpiałam akcji Hufca, Szczepu, Chorągwi. Czegokolwiek większego niż drużyna. Zniechęciłam się do nich już dobre parę lat temu. Ze 6 będzie. Albo nawet 8. Ale…

Zostałam drużynową. To już nie wypada się migać. No dobrze. Zatem zróbmy biwak i zakończmy go grą dniopolskoharcerkową.
Ależ mi się nie chciało.

Ależ zostałam MILE zaskoczona!
Gra po Pradze. W sumie fajnie, bo o ile lubię Starówkę, o tyle ileż gier może być w tym samym miejscu. A tak to poznam nowy kawałek świata… 6 punktów do osiągnięcia, część na konkretną godzinę. Do dzieła! (stan wciąż zniechęcony)

Punkt pierwszy.
Macie gazety, powycinajcie z nich litery, wyrazy
i ułóżcie piosenkę albo wiersz o Pradze.

Słucham???!!!

(94) Polskie niespodzianki

To był dzień (stwierdzenie, które właściwie nic nie znaczy...).

Pierwszy raz w życiu byłam w meczecie.
Pierwszy raz w życiu byłam w synagodze.
Jakoś wcześniej mnie to omijało.

Do meczetu przypadkowo weszłyśmy razem z wycieczką zwiedzającą Sofię. Za nic w świecie nie zwróciłabym na nią uwagi większej niż zwykle, gdyby nie to, że to była polska wycieczka. Taki szczegół.

Ach.
I znalazłam cerkiew.
Brzmi dziwnie.
Bo przecież od iluś dni piszę o cerkwiach i o cerkwiach.
Ale sytuacja była następująca: ja chciałam jeszcze coś załatwić, dziewczyny kupować pocztówki, umówiłyśmy się, że się spotkamy na poczcie.

piątek, 10 października 2014

(93) Gdzie można spotkać Polaków

No więc jesteśmy w Sofii.

Musimy dojechać na lotnisko, żeby odprowadzić Asię O. Idziemy do punktu informacji turystycznej, wchodzimy z Mają, miła pani pyta się "Where are you from?" -Poland. "Cześć :)".
Hmm...pomyślałam, że z uprzejmości nauczyli się podstawowych zwrotów we wszystkich, no może prawie wszystkich językach. Ale nie. Okazało się, że to Polka. Która w zasadzie na stałe to mieszka w Polsce, ale pojechała na Erasmusa do Sofii, a w wakacje robi w tymże punkcie praktyki. O. Więc nam wszystko powiedziała, dała rozmaite fajne mapy i w ogóle :).

Odprawiłyśmy Asię O. na lotnisku :(. I zostało nas już tylko 9... (dziewięciu murzynków...) i ruszyłyśmy zwiedzać Sofię.