sobota, 27 września 2014

(92) Sofia-nie Zofia wita

Marysiu, przepraszam za porównanie, ale...
Sofia na początku przypomniała mi... Warszawę.

Dlaczego?
Dworzec był brudny, ale to jeszcze nic. Okazało się, że tam również jest budowa drugiej linii metra! Jakie swojskie klimaty! Przy czym zdaje się, że u nich ta II linia już jest częściowo otwarta... echh...

Tym razem już nie schron przeciwbombowy, a poddasze obok katedry. Polscy księża to niezła mafia, są wszędzie. W Sofii, w Grecji... w Budapeszcie też chyba byli. Tym razem spanie załatwił nam ksiądz Zbigniew.

I znów poszłyśmy na Free Guide Tour, tak jak w Budapeszcie. Ale tym razem już aż tak ciekawie nie było :( (o tym budapesztańskim zapomniałam napisać. ale było "ultrafajnie". Polecam serdecznie: https://www.facebook.com/freebudapestwalkingtours2007?fref=ts).

Taka ciekawostka, którą zapamiętałam:
Sofia bierze swą nazwę od najstarszej świątyni, która tam jest. Hagia Sophia - czyli świątynia Świętej Mądrości Bożej. To nie znaczy świętej Zofii. Jednak władze miasta postanowiły parę lat temu z jakiejś hucznej okazji w samym centrum postawić pomnik świętej Zofii jako symbolu miasta. I mieszczanie się burzą, że to nie tak. Że to nie ona.
Już pomijam całkowicie fakt, że święta Zofia jest przedstawiona dość pogańsko. Na przykład z sową - symbolem mądrości.
Chyba ktoś pomieszał mitologię grecką i Atenę z całą resztą kultury.
Hm, no cóż...

Więc tak to się zaczęła nasza ponadtygodniowa przygoda w Bułgarii...a z każdym kolejnym dniem było coraz bardziej ciekawie...

***

a tak jeszcze wracając do Belgradu.
Wracałyśmy z Kalemegdanu ostatniego dnia, już szłyśmy na dworzec. Piechotą. Wybrzeżem...Dunaju...(mam nadzieję, że nie popełniam teraz karygodnego błędu i nie mylę go z Sawą...) i znalazłyśmy opuszczone statki. Na lądzie. Takie już zardzewiałe. I w ogóle. I trochę na nie powchodziłyśmy...

Stare, zardzewiałe i kuszące...

niedziela, 14 września 2014

Hamam i pożegnanie z Belgradem... (91)

To dopiero. Największą cerkwią w Belgradzie (i w całej Europie) jest świątynia świętego Sawy. Problem w tym, że jest niewykończona, więc szczerze mówiąc, póki co nie przytłacza pięknem. Aczkolwiek jak ją wreszcie skończą...

***

Muzeum Miasta Belgradu składa się z kilku mniejszych. Myśmy były w domu-dworku a'la początek XX wieku.

I był tam hamam. Hamam czyli taka trochę łaźnia. Całe wyłożone marmurem, marmurowe łoże, obok takie "konewki"... kiedyś służący polewali leżących właścicieli wodą.

- A może by zrobić takie zdjęcie? Że Gabi leży, a Maja z butelką Kingi udaje, że ją polewa

(...)zdjęcie się robi

- No weź, ale odkręconą, tak to będzie widać korek, bez sensu!

A Mai butelka się trochę za bardzo przechyliła i Gabi została oblana. O.



środa, 10 września 2014

Trochę o belgradzkiej komunikacji miejskiej (90)

Przepraszam za przerwę. Ale wakacyjnej roboty dużo jest (całkiem przyjemna. Lubię pisać listy).

Ci, którzy byli w Belgradzie mawiają, że kto nie był na Zemunie, to nie był w Belgradzie (oj, coś strasznie pokręciłam). Nie pamiętam co dokładnie. W każdym razie chodziło o to, że Zemun (dzielnica po drugiej stronie Dunaju, niegdyś nie-Belgrad, oddzielne miasto) wygląda zupełnie inaczej. I ma zupełnie inny klimat.

Fakt faktem, wygląda inaczej, jest podobnoż dzielnicą turystyczną, ale punkt informacji turystycznej jest czynny  godzinach 9-12.
I nigdzie nie ma jak kupić pocztówek.
Tylko w tym punkcie (widziałyśmy przez szybę). Ale byłyśmy koło niego gdzieś o 13.

sobota, 6 września 2014

(89) Międzynarodowy język tradycji

***

Zanim dzień 89 jeszcze jedna rzecz z nocy 87/88. To znaczy z pociągu relacji Budapeszt-Belgrad. Budzi nas kontrola paszportów na granicy. Konkretniej - mnie. Budzę G.P., która cała zaspana wysupłuje skądś paszport i daje na oślep w kierunku kontroli. Zabawnie było, bo trzymała tam pieniądze. Euro. Więc strażnik otworzył, spojrzał na kasę powiedział coś w rodzaju międzynarodowego "ahaa" i oddał. Z pieniędzmi. Taka historia.

piątek, 5 września 2014

"Wylewam właśnie wodę po praniu gaci..." (88)

...do umywalki w schronie przeciwbombowym w Serbii - powiedziała Asia robiąc właśnie to, o czym mówiła. Nie, to nie sen. To rzeczywistość. Jak to fantastycznie brzmi. Schron przeciwbombowy. I my tu będziemy mieszkać przez najbliższe parę dni. 30 min od centrum Belgradu.

Tamtejsi skauci w tymże schronie mają swoją siedzibo-harcówkę. Z zewnątrz wygląda całkiem zwyczajnie, jak niski budynek. Przez wielkie przeszklone drzwi wchodzi się do strefy buforowej z korytarzem i łazienką. A dalej są wiecznie otwarte wielkie grube drzwi, które zamykają schron właściwy. W którym nie ma wody. I okien. Kosmos, budzić się o 8.00 i nie widzieć absolutnie nic. Żadnego źródła światła. I weź tu uwierz Mai, że trzeba już wstawać. No ale to było dnia następnego.

Co nie zmienia faktu, że schron brzmi egzotycznie.

Schron z zewnątrz - nie wygląda, co nie?
Jakby coś, to to wysokie z tyłu to już inny budynek.
***

czwartek, 4 września 2014

The next pig... (87)

Kto był w Budapeszcie ten wie, że mają piękny Parlament. Już z zewnątrz wygląda imponująco. Trochę sakralnie - przynajmniej mi się kojarzy stylem z jakimiś wielkimi bazylikami (ha, bazyliki wcale nie były sakralne z początku) i kościołami. O, już wiem, katedrami.
napisałam kojarzy stylem, a już wiem, że to nie tak się nazywa. jak by było bazylikowe to by miało zupełnie inną budowę. nawy, coś tam, bezpośrednie oświetlenie głównej nawy i inne takie, niech żyje matura z historii, której (jak się okazuje) nie musiałam zdawać. 
Chodziło mi o wrażenie - patrzysz z daleka i myślisz, że to kościół. A tu niespodzianka.

wtorek, 2 września 2014

Budapesztański most (86)

Ale noc. W pociągu. Ogólnie to wszystko spoko. Tylko co chwila budziła albo kontrola biletów albo granica. Albo jeszcze coś innego. Za opóźnienie pociągu dostałyśmy wodę!

Dojechałyśmy. Ładny dworzec. Zabytkowy. Oczywiście musiałam spanikować, że zostawiłam w pociągu telefon i jeszcze do niego biec. Ale nie, to moje roztrzepanie, wrzuciłam luzem do plecaka. Gratulacje!
Śniadanie, upychando bagażu w szafkach w przechowalni. Ruszamy na miasto. Upał. Ładne miasto. Ale naprawdę ładne. Czy ono się składa wyłącznie z ładnych kamienic? Nie ma bloków rodem z PRL? Wielkiej płyty? Jakim cudem?! Jak oni to zrobili?

Więc Budapeszt to naprawdę ładne miasto!

Marysia narzeka, że wszyscy jak podróżują to od razu porównują napotkane rzeczy z czymś co już znają. Zamiast po prostu poznawać i rozkoszować się widzianym pięknem. Było w tym trochę prawdy, więc obiecałam jej, że ja już nie będę... po czym natychmiast strzeliłam jakąś uwagę w tym stylu właśnie... życie.
Doszłyśmy do "zielonego" mostu (ciekawe, jak się nazywa). Tam były takie śliczne latarnie! Jak w... ugryzłam się w język, przeprosiłam Marysię, i powiedziałam, że jak w Narnii :)

Weszłyśmy na górę, na cytadelę, ładny widok oczywiście, potem park, kąpiel w kranie, bo upał jakich mało (jak już byłyśmy mokre to zaczęło padać, a co), weszłyśmy na drzewo... potem było popołudnie, z którego już teraz niewiele pamiętam...

A jakaś daleka ciocia Martyny, u której spałyśmy pod Budapesztem, zrobiła nam przepyszne regionalne leczo na kolację. Z prawdziwej węgierskiej papryki :)

Marcysia mnie w ogóle nie szanuje, co za postać. Nie no, dobrze, nie jest źle. Ale przecież pan TR jej mówił, że ma sobie robić przerwy w tym chodzeniu, a ona lata cały dzień... no rozumiem, że Budapeszt, to jeszcze nie góry, ALE...żądam więcej praw! Więcej odpoczynków! Marcysiu, siedź i leż trochę, nie lataj tak!
K.

Tak sobie myślę... nie będę opisywała jakoś specjalnie tych miast. Zabytków. Nie napisałabym nic szczególnego, można przeczytać gdzie indziej... dla mnie ciekawsze są dziwne anegdotki, takie ot z życia, co tylko ja przeżyłam :)

Uśmiechy :)