Aleksandrowi Kuryłowiczowi.
Czyli - Szopenowi.
Poszłam na rekolekcje akademickie do siebie, do jezuitów. Ale głosi dominikanin :) o. Adam Szustak.
Spóźniłam się, bo na Mszy już wcześniej byłam, trzeba było doczekać na początek deseru na imieninach Cioci... no i weszłam na kazanie dopiero. Kościół nie wiem, chyba pełen, nie widziałam, bo przy wejściu stało tyle ludzi, że nie chciałam się przeciskać.
A ilu znajomych! :)
Kuba, strasznie dawno go nie widziałam.
Oskar, z Wrocławia. Albo jego sobowtór. Ale naprawdę! Nie udało mi się spotkać wzrokiem, latać i szturchać mi się nie chciało, więc nie sprawdziłam. Ale...
A na koniec jeszcze Szopen.
I mówi mi, że tydzień temu w podobnych okolicznościach spotkał Emilię.
Śmieszne to. Zaraz się okaże, że można przy dobrych wiatrach spotkać połowę matwosu :)
...a potem się jeszcze spytał który dziś happy day. Zdumiałam się. Ktoś to czyta, naprawdę? :D Haha, fajnie :)
Uśmiechy! :)
:D
OdpowiedzUsuńojej, czy możesz się podpisać imieniem chociaż? nawet nie wiem, kto się uśmiechnął! :(
OdpowiedzUsuń:D