czwartek, 28 maja 2015

Chyba jestem zabiegana...

Cześć Wszystkim! Każdemu! :-)

właśnie zobaczyłam, że nie pisałam tu od... dawna! No, jak na mnie. Jasne, nie ma obowiązku, ale spójrzcie, że 10 dni to dużo w porównaniu do tego, że czasem mam fazę na pisanie co drugi dzień. Albo i co dzień.

I wcale nie jest tak, że nie mam czego pisać, bo w moim życiu dzieje się mnóstwo cudownych rzeczy! Naprawdę, jestem zachwycona światem, jest taki piękny! A do sesji tyle do zrobienia...! ;-) I bardzo chętnie bym tu o tym napisała, ale nie mam kiedy (o tym, że świat piękny, a nie o tym, że do sesji tyle do zrobienia...). Teraz zresztą też jestem w kompletnym niedoczasie na dziś, ale co tam, już nie wytrzymam, no ileż można tak pościć od pisania... skoro pisanie to jest coś, co robię dla siebie.

Ale wskutek długiego niepisania pojawił się problem: o czym napisać? Co jest najpilniejsze i najważniejsze? I jeszcze jakoś się wpisuje w ideę tego bloga... ;-) chociaż z tym ostatnim jest najłatwiej, bo idea jest płynna :).

Więc będzie o sesji. A właściwie o okolicznościach towarzyszących.

poniedziałek, 18 maja 2015

May it be...

Bartek mi mówił, że jak się uczy, to sobie włącza muzykę filmową, jeden kawałek w kółko.

No i zrobiłam to samo, bo TGD nie mogę słuchać jak się uczę, bo zaczynam śpiewać zamiast czytać...

The Lord of the Rings. May it be. Jakie to piękne!


Prze-pię-kne! :)


sobota, 16 maja 2015

Będzie dobrze.

Kolejna myśl ze ściany.

Ostatnio przy porządkach biurkowych znalazłam różne obrazki. Między innymi bł. Frassatiego z fajką, a na odwrocie błogosławieństwo prymicyjne. I "wszystko będzie dobrze." Okazuje się, że to cytat z mistyczki, Juliany z Norwich. No proszę. I powiesiłam na ścianie. Obrazek i karteczkę z napisem "Wszystko będzie dobrze."



Ostatnio jak miałam zły humor, pisałam sobie z K., i on mi w którymś momencie napisał "Będzie dobrze". I włączyła mi się piosenka...
Będzie dobrze.


To tak, krótko.

I w kontekście HS, PJa i miliona rzeczy do zrobienia...

piątek, 15 maja 2015

Sroga Marcysia - GAL II

Skoro i tak już jestem dziś po trzygodzinnym kolokwium z GALu i z trudem myślę, to i tak się niczego nie nauczę, to mogę coś tu napisać. Uśmiechy z GALu :)

Skąd tytuł? Profesor Niedźwiadek nam ostatnio wysłał mail, w którym była literówka - zamiast "Drodzy Państwo" - "Srodzy Państwo". Urocze, poprawiło mi humor na pół dnia.

* * *

Ja bym uprościł życie Państwu... haha, ten tekst należy do tych niedokończonych, co piszę kawałek i mam nadzieję, że będę pamiętać, dlaczego. Nie pamiętam. Ale sam w sobie jest miły.

Wszyscy widzą? Kto widzi? Za mało! Wszyscy muszą to zobaczyć!

Chociaż to jest taki fajny lemat, szkoda by go było zmarnować...

To wycieram jako zbyt oczywiste.

Jakbyśmy wzięli nieskończenie wymiarowe to mogłoby się tak wrednie zrobić, że nie wyjdzie.

Pani to zaobserwowała, a wszyscy to zapisali. Znaczy... ja to zapisałem, a wszyscy to kupili.

Czy ktoś z Państwa na ćwiczeniach lub w życiu prywatnym stosował ortogonalizację Grama-Schmidta?

No, to ci z Państwa wiedzą, że to są obliczenia, na które amerykańscy naukowcy mają określenie "pain in ass".

...Najwspanialszego izomorfizmy na świecie. Identyczności.

Zaraz! Nie musicie czekać do ćwiczeń! Zaraz po wykładzie możecie wziąć byle jaką izometrię i ją sobie rozłożyć.

Mam izometrię, która kredę przeprowadza w kredę, a tablicę w tablicę.

To one nie mogą być ze sobą równe. Mogą być równe w cudzysłowie.

Aksjomatyczna definicja przestrzeni afinicznej?
Skąd ludzie wpadli na taką koszmarną definicję?
Pytanie, jakie są przykłady, które by uzasadniały wprowadzenie tej definicji. Takich przykładów nie ma.

Jesteśmy zanurzeni w przestrzeni afinicznej.

GAL II, ćwiczenia, prof. Niedźwiadek.

-ale to było w szkole
studenci: nie było
- nie było? za moich czasów, w mrocznych czasach socjalizmu, było.

- Ale ten przykład nie jest dramatycznie trudny. Nawet ja bym policzył.

* * *

Koniec! To tak, po kolokwium, dla poprawienia humoru ;-).

wtorek, 12 maja 2015

Proces! :)

Jak to się dzieje, że niektóre słowa zaczynają człowieka cieszyć tak ot, pozornie bez powodu... dla mnie słowo "proces" do nich należy. Zwłaszcza w pewnych kontekstach. A czemu? Bo ojciec Romek je bardzo lubi. Do tego stopnia, że jak był pomysł, żeby w zakrystii powiesić wielki plakat z życiowymi hasłami to słowo "proces" by się na nim pojawiło (razem z pytaniami "kim jesteś?", "czego chcesz?", wrażliwością, uważnością, łagodnością i otwartością, dobrym Tatą, jesteśmy dobrzy i wszystkim innym).

Na szafce zawisło "życie to proces".

Spotkało się to odzewem wspominanej tu nieraz Młodej. Naprawdę muszę zacząć uważać, co na szafce wieszam, bo Młoda to czyta. I tak "Marcysia, co to znaczy, że życie to proces?"... egzamin z życia.

Czasem z procesem bywa zabawnie. Na przykład na historii starożytnej, jak analizujemy nawrócenie Konstantyna i wniosek prowadzącego (dodajmy: "dyplomowanego ateisty" - jak sam siebie nazywa) jest taki: "Proszę Państwa, proszę nie myśleć, że nawrócenie Konstantyna to był jeden moment, jedna chwila, wizja i już. To był proces nawrócenia (...)". Musiałam się bardzo powstrzymywać od wybuchnięcia śmiechem... :)
Tak, tak, nawrócenie też jest procesem!

I nauka starożytności też jest procesem. Nie projektem. Wiem tylko, jak bardzo nie umiem i nie mam pojęcia, jak bardzo nie będę umiała w czerwcu... ;)

.

poniedziałek, 4 maja 2015

A na majówkę pojechałam do Grecji...

...czyli Marcysia sfrustrowana :) (z uśmiechem zaraz po "sfrustrowana", a jakże...ja już nie umiem inaczej, to straszne!)

Zaczyna się panika pierwszorocznego studenta. No, może jeszcze nie panika. Ale taki... niewyraźny, amebowaty i nieodkryty strach. Wszak mamy już maj. A skoro maj, to znaczy, że zaraz będzie czerwiec. A z czerwcem na studiach łączy się... sami-wiecie-co. Sesja.

Usiadłam sobie 1.05, w piątkowy, słoneczny...? nie, nie było słońca... w piątkowy pochmurny poranek. Wzięłam wszystkie książki do starożytności na biurko, policzyłam strony bez przypisów, bibliografii i starożytnego Wschodu, który Bogu dzięki już zdałam w sesji zimowej. W miejsce liczby 5058 pojawiła się liczba 4130. Cóż, zawsze lepiej. No ale dobrze, to wciąż dużo, nieważne, podzielić przez 31, bo wypadałoby przeczytać w maju, a w czerwcu już powtarzać... 134 strony na dzień. Hm. Dużo.

No i pojechałam na majówkę do Grecji!


...starożytnej Grecji...


Przeczytałam coś koło 300 stron. A zatem nawet siedząc prawie całe dnie nad starożytnością ledwie daje radę zrobić 134 strony... i to jest ten moment, w którym student I roku jeszcze ma nadzieję, że mu się uda, a jednocześnie odkrywa, że prowadzący mówiąc, żeby się za to wszystko zabrać wcześniej, mieli rację. Mieli cholerną rację...

No ale z drugiej strony halo, to jest nienormalne. Czytam tę Grecję, demokracja ateńska, temat chyba każdemu chociaż z nazwy znany. Jak ktoś pamięta coś więcej to mu się majaczy jakieś Zgromadzenie Ludowe, Rada Pięciuset, może jakiś archont, strateg...
...wiecie, że można o tym napisać 200 stron? Można nawet więcej, można całe tomiszcza, i takie tomiszcza pewnie są, ale ludzie, ja czytam podręcznik dla studentów. Umówmy się, że chyba nie każdy historyk musi być aż takim specjalistą od demokracji ateńskiej. Co lepsze - jeszcze żeby na tych 200 stronach było...jakoś tak, bez lania wody... ależ skąd! Najpierw 50 stron "Czym była ateńska demokracja?", potem 100 stron "Praktyka demokracji", a potem jeszcze kolejne 50 "Ateny i idea demokracji".
Z mojego punktu widzenia można to było skrócić o połowę :). No ale dobrze, tak to się już przy czytaniu powtarzało i utrwalało, jakieś plusy są... ;)

* * *

No dobrze. Zatem 134 strony na dzień. Dziś przeczytałam 10, jutro na 3 dni wyjeżdżam (nie tam, że sobie dla fanu, na objazd naukowy... ;))... no i będzie. Fajnie. Ale ale, okazuje się, że starożytność to nie jedyny egzamin, który muszę zdać w najbliższym czasie. Bo jeszcze dwie prace roczne (<wszystko przez tutora...>), semiotyka, GAL na matmie... i gdzieś tam zaliczenia z łaciny po drodze. Świat taki piękny! :)

A żeby było fajniej no to jeszcze mam obóz! :) Obóz akurat jest fajny. Tylko nie ma komendanta...jeszcze. Ale się znajdzie ;). Na szczęście w ZHRze jest dużo dobrych osób. I ogarniętych. Które nawet jak nie mogą być komendantami, to mogą go poszukać. Miło... ;)

Najlepsze jest to, że w zasadzie to... mi się to wszystko podoba! Nawet starożytność u PJ-a, bo jestę wędrowniczkę, a wędrowniczki mają to do siebie, że lubią wyzwania. I naprawdę, jakoś tak z jednej strony strach i lęk, bo co to będzie, a z drugiej... powiew przygody. Chciałoby się napisać Przygody, ale nie, nie przez wielkie "P", bo to przygoda intelektualna. W sumie rzadko mi się takie zdarzają. Wolę takie w górach. Przynajmniej jest ładnie.

* * *

A tak to na majówkę jeżdżę do Grecji. Starożytnej Grecji.
A, jeszcze jest druga najlepsza rzecz. Tydzień temu się zorientowałam, że powinnam z tego wszystkiego wpadać w jakąś głęboką depresję... bo przecież to wygląda strasznie z boku, a poza tym zawsze tak miałam, że wpadłam w depresję. Ale nie! Jak na złość cały mój środek tańczy i śpiewa. Coś niesamowitego ;)
Znaczy...dziś trochę przestało. Ale nie całkiem. TGD chodzi po głowie non stop. Uratowani, Nadejdzie dzień. Wariactwo.
Wiosna idzie...a nawet już jest ;).

A jutro wyjeżdżam. Na "biwak-niespodziankę". Organizuje Instytut Historyczny UW. Objazd naukowy I roku. Wiadomo, dokąd (Płock) i wiadomo, o której skąd wyjeżdżamy. I że wracamy w czwartek. I koniec. Nie wiemy, gdzie będziemy spać, co będziemy jeść (i za ile...? ;)), co będziemy robić. Czuję się, jakbym jechała na "biwak-niespodziankę".
Zatem śpiwór, karimata, namiot, łuk do polowania na dziki i można jechać! :)

Pozdro! ;)
Uśmiechy! :)

PS Tak, zamiast to wszystko pisać mogłam przeczytać kolejne 5 stron starożytnej. Mogłam.

piątek, 1 maja 2015

You're good... i tęsknota świata.

Myśli ze ściany. Kolejna już kartka. W sumie jest ich całkiem dużo... :) i wyrwana kartka...z życia i rozmów ;)

Na początek historyjka z kartką ze ściany.
To nie ja wymyśliłam, co jest na niej napisane. Rozmawiałam sobie:
(...)
- You're good, you're kind, your're important.
- Co to znaczy to drugie?!
- Kind?
- A, kind. Usłyszałam 'count' i się zastanawiałam co to znaczy, że jestem nie wiem, policzalna czy jakaś...


W zasadzie co tu dodawać ;).

* * *

Rozmawiała ze swoim znajomym. Niewierzącym. Jakoś im się zgadało na temat Boga, wiary, Kościoła i w ogóle. Poprosił ją, żeby mu opowiedziała o tym, że nie zawsze wierzyła, że miała kryzysy i jak to się stało, że jednak wierzy. Więc opowiada. W którymś momencie o tym (oczywiście), że Bóg jest dobry i otula płaszczem i w ogóle.
- O matko, a to ja zawsze myślałem zupełnie na odwrót! Dla mnie Bóg jest zwyrodnialcem, który mi tylko patrzy na ręce, a jak nie będę przed nim klękał, to mnie usmaży w piekle.
No, w takiego Boga to ja też nie wierzę. - pomyślała

Potem go zapytała o zupełnie inny wszechświat. Jakby był jakiś wymyślony świat, o którym wiadomo, że jest tam jakiś bóg, ale można go wymyślić. To jaki by chciał, żeby ten bóg był.
I odpowiedź...była niesamowita.
- Najlepszy byłby taki zegarmistrz. Że stworzył sobie ten świat a teraz patrzy i podziwia to, co stworzył.
No, to całkiem ciekawie, pomyślała, zawszeć to lepiej niż zwyrodnialec...
- Albo taki dobry.
<spada z krzesła>
- Kochający, miłosierny. Nie ukrywający się, widoczny.
<spada z krzesła coraz bardziej>
- Że całe jego stworzenie uczestniczy w jego myśleniu, zna jego zamiary.
<spadła>
- Ale wtedy wszyscy bylibyśmy jednym bogiem. To bez sensu. Ale inne wyobrażenia boga przerażają mnie i nie podobają mi się.
- Mi też nie.  to było jedyne, co była w stanie odpowiedzieć. Człowieku, opisałeś po prostu Niebo. Tak przecież będzie w Niebie! Dobry, kochający miłosierny Bóg, widoczny, będziemy znać Jego zamiary...

A w zasadzie już tak jest. Już mamy kawałki Królestwa na ziemi.

Niesamowita jest ta tęsknota ludzi. Słyszałam już miliony razy, że tak naprawdę wszyscy tęsknimy za tym samym, ale... teraz w to jakoś bardziej uwierzyłam. Serio.

Jak się patrzy na ludzi na ulicy uważnie to widać. Wszyscy (przynajmniej w Warszawie) gdzieś się spieszą. Gdzieś pędzą. Tęsknota czasem jest tak niesamowicie wypisana na twarzy...! Jacy ludzie są piękni w tym! Cudowność.

Tata widzi, Tata kocha, Tata otula płaszczem i mówi, że możemy się bać, że Go nie ma, możemy w Niego nie wierzyć, a On będzie nas kochał i tak :-).