wtorek, 29 kwietnia 2014

Dzień VIII. W poszukiwaniu straconej czekolady

Mówiłam, że tak będzie.
Panu TR.



Przegrałam czekoladę, ale to już chyba wiecie.

I to jaką czekoladę. Muszę teraz znaleźć. Czekoladę "Tyraj, misiu!" (czyli tiramisu) albo strzelającą milkę. Nie ma i nie ma. Obeszłam już Mokpol, abc "po sąsiedzku", Delikatesy centrum, Carrefour express (jejku, ile ja mam sieciówek w okolicy) oraz 3 sklepy bez nazwy. Nie ma i nie ma.

Szukaj wiatru w polu.
Trzeba było nie przegrywać :)


Ale całkiem to zabawne. I w ogóle, wiecie, jakbym miała lepszy aparat w komórce to bym wstawiła tu zdjęcie tych wszystkich czekolad. Jejku, jaki wybór! Można całe życie nic nie robić, tylko próbować :) I w ogóle, fajnie.

Ale tyraj misia nie było. Ani strzelającej milki.
Szukamy dalej :>
Trzeba jeszcze wymyślić coś do tej czekolady, żeby było śmiesznie.
I złośliwie.
To drugie nawet bardziej. Cała ja.

Dobrze, że zaczęłam dzisiaj szukać, a nie za tydzień, bo za tydzień już muszę ją mieć. I byłby problem...

Uśmiechy czekoladowe :)

PS Jak znajdę to znów będzie czekoladowy dzień na 100happydays ;). To będzie sukces miesiąca. A nie tam jakaś matura ;)

PS 2 Dodatek literacki.
"W poszukiwaniu straconego czasu" Marcela Prousta to przełomowe dzieło literatury europejskiej z początku XX wieku. Podobno bardzo nudne i nie da się czytać, ale ma siedem tomów. Autobiograficznych. Ostatni tom ma tytuł "Czas odnaleziony". Czyli już mam tytuł na post, w którym odnajdę straconą czekoladę :>
Z zeszytu od polskiego: "opisanie powrotu Marcel'a do ciotki, która go częstuje ciasteczkiem i smak tego ciastka przypomina mu lata dzieciństwa". Prawie jak czekolada.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz