oraz o. Jackowi Olczykowi SJ, dlaczego tak, będzie dalej :)
Szalona jakość, jak zwykle ;) chyba już się przyzwyczajacie |
Byłam sobie na Mszy. Akademickiej. Dobre kazanie, w ogóle fajnie, wychodzę z kościoła i czuję, że ktoś o czymś zapomniał i będzie mnie gonił.
- Marcysia, Marcysia! Cześć, jesteś siostrą Bogusi? Tak w ogóle to jestem Paweł, ty jesteś teraz tuż przed maturą prawda? pierwszy raz chyba widzę człowieka na oczy. no, widzieć może nie pierwszy.Ale pierwszy raz w życiu z nim rozmawiam.
- Cześć, jestem Marcysia, no tak, w poniedziałek się zaczynają :)
- To chodź do nas na spotkanie, no chodź.
- Okej!
Poszłam. To chyba Kontakt (taka wspólnota-przyp.autorki), bo dziś środa. Bogusia była w Kontakcie. Dobra, pójdę, co mi tam. Poszłam.
I bardzo dobrze :).
dlaczego. A no dlatego, że nie ma przypadków. (dobre wytłumaczenie, co nie? bardzo konkretne)
Z dwóch powodów.
Pierwszy. Kontakt to wspólnota modlitewna (chyba :)). W każdym razie się modliliśmy. I na samym początku poczułam się tak, że... jestem szczęśliwa wśród szczęśliwych ludzi. Uwielbiam takie sytuacje :)
Drugi. To to, co przyszło. Kilka miesięcy temu jeden jezuita (o. Jacek O., ten z dedykacji) mnie pobłogosławił tak: Niech Pan rozpromieni nad Tobą swoje pogodne oblicze, które nigdy nie zajdzie chmurą. I dzisiaj tak właśnie sobie przypomniałam o tym. I wiecie co, Bóg jest takim słońcem. Słońcem tak mocnym, ciepłym i świetlistym, że nawet jak na niebie naszego życia są jakieś chmury, to nigdy Go do końca nie zasłonią. Nawet jak jest największa burza z piorunami, to i tak zawsze jakiś tam promyczek prześwieca. A że promień jest ciepły, słoneczny, a chmury są z lodu, to w końcu zawsze roztopi ten lód chmur i zrobi tak, że całe niebo będzie z powrotem rozpromienione :) i naprawdę nigdy tak całkiem nie zachodzi :) czasem jest ciężko. Często jest ciężko. Ale potem się rozpromienia :)
i z miliona innych powodów, którymi nie będę się aż tak publicznie chwalić :)
Strasznie mnie to wszystko cieszy. Nie ma przypadków! ;) ja już dziś prawie o tej Mszy zapomniałam! :)
na koniec anegdota: po modlitwie była szama. A potem się okazało, że jesteśmy zamknięci w DA (duszpasterstwo akademickie-przyp. autorki) i nikt nie ma klucza.
a jak nas wreszcie ojciec wypuścił :) to wróciłam do domu, było już późno, i się zorientowałam, że dałam klucze młodszej siostrze i nie mam jak się dostać do domu :) bo nie chciałam wszystkich dzwonkiem budzić. Na szczęście nie spali ;)
Uśmiechy! :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz