środa, 9 kwietnia 2014

Zrealizowano (cd)

Z uśmiechów pana TR :)

Zatem po zrealizowaniu mojego super chytrego planu poszłam w poniedziałek do pana TR na ćwiczenia.
I jak zwykle, w końcu uznałam, że co tam, opowiem mu historię o naszym zakładzie, którego nie było, niech się pośmieje (a może da mi czekoladę ;)).

Już tam pod koniec wszystkiego, już prawie wychodzę, waham się w sobie: powiedzieć, czy nie powiedzieć? No dooobra...


Pan TR: O coś jeszcze chcesz spytać :) (o rany, niezła spostrzegawczość)
Ja: Nie spytać, tylko... opowiem panu coś. Wymyśliłam sobie cztery tygodnie temu, że się z panem założę, o czekoladę, że będę ćwiczyć, codziennie wszystko, porządnie, od początku do końca i nie ma zmiłuj, czy to 1 czy 4 w nocy, czy może 14 w ciągu dnia, czy padam z nóg czy nie... i po dwóch tygodniach tak siebie nienawidziłam...! Ale dałam radę ;) wygrałam nanibową czekoladę :)
Pan TR: Aha, jasne, ja wiem, czemu ćwiczyłaś, po prostu nie chciałaś mi czekolady dać!
Że też na to sama nie wpadłam, jeszcze muszę się złośliwości bardziej poduczyć ;)...

Mówiłam, że nigdy więcej tak nie zrobię, prawda? A figa z makiem, od czekolady można się uzależnić. Takiej w wyobraźni jak widać też. Tak bardzo mi się nie chce, cały dzień rozmyślam: "ćwiczyć czy nie". Ale napisałam do niego, czy się serio zakładamy (w sumie czemu nie?) i jeszcze nie odpisał. Więc trzeba ćwiczyć, żeby walkowerem tak tego nie oddać... na wypadek, jakby mi odpisał za tydzień, że tak, że się zakładamy... :)

Teraz muszę wymyślić coś sprytnego, żeby jednocześnie wygrać i przegrać. Bo inaczej znowu będzie, że nie chciałam mu dać czekolady...

Pierwotny plan był taki, że: przyjdę na ćwiczenia, pan TR się spyta czy ćwiczyłam, ja powiem ze stuprocentowym sarkazmem: no jasne, codziennie wszystko, od początku do końca...chyba, że dałby mi pan czekoladę, to mogę zacząć ćwiczyć... na to pan TR by się zgodził, po czym z ogromną radością bym go uświadomiła, że w takim razie jedną czekoladę już mi wisi.
Ale taki plan by nie wypalił, on by się nie nabrał. Albo po prostu nie chciałby mi dać czekolady... :)

Uśmiechy :)!

PS i jeszcze jedna opowiastka: leżę sobie na brzuchu, pan TR mi rozmasowuje jakieś mięśnie gdzieś, i jest tak pięknie i cudownie, i nic nie boli, i nic nie ciągnie (rzadka rzecz :))
Pan TR: jak tam, w porządku?
- Mhm, jest suuuper <macham rączkami, że świetnie>
Pan TR: No, tak dobrze, to tu jeszcze nigdy nie było... :)
No nie było. Ale jakby tak było cały czas to by było nudno. Nic nie boli? Nic nie ciągnie? Same nudy!
A i tak byłoby cudownie ;)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz