poniedziałek, 30 czerwca 2014

Cały tydzień leci hurtem!

Echh już nie mam cierpliwości każdego dnia osobno opisywać, jak mam tydzień zaległości...

Dzień LXII. Heja ho, wakacje! :)

Ten dzień był bardzo przyjemny. Udało mi się zrobić chyba wszystko z tego, co zaplanowałam...z tego prostego powodu, że oprócz wyspania nie zaplanowałam nic.
Więc wyspałam się, Magda mnie obudziła telefonem chwilę przed 12, bo chciała adres :)

Achhh i zyskałam przepiękny kapelusz! :)


Dzień LXIII. Dzień jak co dzień

Ale nie tak znów całkiem, bo udało mi się spotkać z Zuzanną :) i pogadać, a ja to strasznie lubię :). Fajnie jest mieć dobrych znajomych. Przyjaciół. I w ogóle :)

Dzień LXIV. Burzowe spotkanie

Jak fajnie się spotkać burzową ekipą parę dni po kursie :). Pogadać, obejrzeć film, zjeść pyszną zupę cebulową z serem autorstwa Lecza... i pożyczyć książki Chmielewskiej. Dwie. Już przeczytane :)

Dzień LXV. Przypadkowa impreza

To było całkiem śmieszne. Ale tylko i wyłącznie dlatego, że się dobrze skończyło ;).
BURZA na wczorajszym burzliwym spotkaniu stwierdziła, że robimy kursowe after party w Hula Kuli. W czwartek. Czyli "dziś" (w dniu LXV).
Aleeee koniec końców strasznie mało osób powiedziało, że na pewno będzie, reszta była tylko "może" no i imprezę odwołano.

Z tym, że ja o tym nie wiedziałam :D bo też byłam "może". Pojechałam do Hula Kuli, nie mogłam ich znaleźć, przy czym możliwe, że po prostu jestem ślepa, a tam ciemno, wszystko miga, a ja mam talent do niepoznawania ludzi. No, nie znalazłam ich. Ale znalazłam Kontakt z jakimiś przyległościami z innych duszpasterstw :). Bo z kolei o TEJ imprezie nie wiedziałam, że będzie, bo info poleciało w ostatniej chwili czy jakoś tak.

Więc koniec końców i tak sobie potańczyłam. I to jest najfajniejsze :)

Dzień LXVI. No cóż...

Jakby nie patrzeć. Wiecie, co mnie dziś najbardziej ucieszyło? Radość mojej rodzinki i tych co bliższych znajomych z tego, że mi dobrze poszła matura :). Bo przyszły wyniki i... no, nawet trochę pozytywnie zaskoczona jestem. Bardzo to miłe... :)

PS Pan TR powiedział, że jak będę w tych górach na wakacjach to mam pić 3 litry wody dziennie. Pęknę!

Dzień LXVII. Święcenia

Rok w rok u nas w parafii, na Rakowieckiej, są święcenia jezuitów. Od paru lat przez MAGISy i inne takie zaczęłam tych święconych znać.
Ależ to jest mega święto! I ten cały obrzęd święceń też jest niezwykły.
Najbardziej to się wzruszyłam jak wszyscy prezbiterzy wyświęceni wcześniej ściskali tych wyświęconych w tym roku. Bo dużo ich było, prawie całe rakowieckie prezbiterium :).
A po Mszy święceni sobie zrobili selfie z biskupem. Jak poszukacie to znajdziecie :) na jakimś jezuici.pl czy czymś takim :) Haha

Dzień LXVIII. Przebiegłam 5 km! :)

Nie no, nie. Nie umiem tyle przebiec. Mój kręgosłup tak nie lubi. A poza tym nie mam kondycji...
Ale medal mam! Bo byłam w obsłudze technicznej Biegu Kobiet (co za nazwa! nie najlepiej mi się kojarzy). Medali zostało i dostałam.
A w ogóle to było fajne, bo spotkałam tam kilka burzowych dziewczyn. Anię, Olę, Martynę. Fajnie tak :). No i była Gabi i wreszcie się nagadałyśmy :)


Ha! Zaległości pośpiesznie nadrobione. To teraz przez parę dni powinno być w miarę punktualnie... w miarę! :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz