Brzmi strasznie i złowróżbnie. I za nic nie kojarzy się z czymś, co miało by sprawiać radość. W dodatku tyle radości, żeby się dostać na 100happydays.
A jednak to możliwe.
Znów do nauki!
Ale wiąże się z tym kilka miłych rzeczy.
Wreszcie założyłam sobie kartę w Bibliotece Narodowej, sobie tam siedzę, czytam i zostałam wielką fanką tego miejsca. Bo to jest super! Niemal wszystkie książki, jakie tylko są, wystarczy kliknąć 'zamów' i po 45 minutach jest. A można kliknąć z domu. I od razu jak się przyjdzie to już są gotowe i czekają.
Czekały.
- Ja te uśmiechnięte - powiedziałam, żeby pani nie musiała szukać wśród wszystkich mojego nazwiska, skoro było na wierzchu i akurat zobaczyłam. I pani też się uśmiechnęła.
Jakie znów uśmiechnięte książki? Do nauki?
A tak! :) Bo chcę się dostać na takie studia, że tam jest egzamin ustny. I do niego trzeba wybrać 2 tematy i bibliografie do nich. I wysłać. Do jutra... :(.
Więc jeden temat wymyśliłam, że o uśmiechu. W kontekście społeczno-psychologiczno-kulturowo-wszystko. Znalazłam książki w katalogu (jak dobrze, że mają internetowy! chociaż ta jedna instytucja w tym państwie dobrze działa) i chciałam je zobaczyć, czy są sensowne i mogę je do bibliografii wpisać. Przeczytam dokładnie potem.
I bardzo te książki są ciekawe. Mhm, no dobra, nie wszystkie. Ale są dwie Piotra Szaroty, "Psychologia uśmiechu" i "Uśmiech. Instrukcja obsługi". Te dwie mi się szalenie podobają. Tak sobie czytam, czytam. Bogu dzięki, że w miarę popularnonaukowe, to nie umieram od pierwszego zdania. Jak ja przeżyję na tych naukowych studiach...?
Jeszcze tylko drugi temat i druga bibliografia... Temat już mniej więcej mam. Nie podoba mi się aż tak, jak ten pierwszy. Więc mam nadzieję, że komisja wybierze właściwy. Ten uśmiechnięty. Wtedy będzie łatwiej. I milej zapewne :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz