piątek, 13 czerwca 2014

Dzień XLIX. Imieninki imieninki
Dzień L. Najdziwniejszy dzień pod słońcem

B.! Za siostrzane pogaduchy i za imieninki. Jej własne :)

I chyba nie trzeba nic więcej pisać.
Zdjęć nie mam.
Ale było fajnie :)

Karolowi w przeprosiny. Natalii, Ewie, Zuzi i Ali.

To był dziwny dzień.
Na początku okropny. Przeze mnie, rzecz jasna, i dlatego wciąż jestem na to wkurzona. Chociaż już jest 3 dni później...mniejsza o to, dlaczego, ale Karol, przepraszam.

Fajnie było się zgubić na rowerze przy zjeździe z Mostu Siekierkowskiego. Google maps, niezawodnie, "na rozwidleniu trzymaj się prawej strony", potem lewej, prawej, te rozwidlenia są co 5 sekund... aż tu nagle:
skręć w: Zarośla.
przeprowadź rower.


Zgłupiałam wtedy i na azymut jechałam w kierunku ulicy Marsa. Nie miałam pojęcia, gdzie ona tak naprawdę jest, ale jak jeździłam 525 na rehabilitację to wtedy jakoś on jechał kawałek właśnie ulicą Marsa. Znalazłam, o dziwo, co prawda mega naokoło, ale jestem z siebie bardzo dumna. Przy okazji poznałam kawałek Warszawy...

Wracałam do centrum, więc inną drogą, więc znów trochę naokoło... na Moście Poniatowskiego podwiewało mi spódnicę, było extra.
Tylko jakoś nie pomyślałam, że upał + rower = wiatr + nie zauważam, że się opalam.
I jestem teraz taka jednostronnie opalona. Super :)

A Zuzia, ta, która też ma rehabilitację u pana TR, miała urodziny, i zrobiłam jej niespodziankę! (ach ta skromność, wcale nie lubię się chwalić :)). Odprowadzałam ją już na WKD z jej koleżanką, chcę już wracać do domu... ale spotkałam jeszcze Alicję. A skąd znam Alicję? Z rehabilitacji u pana TR...
...zabawne to było :)

Natalia mi bezwiednie pomogła w niespodziance :> a potem jeszcze się spotkałyśmy i gadałyśmy, gadałyśmy, gadałyśmy...oj długo :)

Przedziwny był ten dzień. Z jednej strony fajny i szczęśliwy, a z drugiej cały w ponurej atmosferze głupot z poranka i poprzedniego wieczora... dobrze, że już minął. I dobrze, że Karol się tak całkiem nie obraził...

A! Jeszcze Ewie! Ogólnie miałam wieczorem paskudny humor. A jeszcze plan pracy, zmora harcerskiego życia, do dzisiaj, więc siedź i pisz, i szukaj, dobrze, że nocleg już masz. Tak mi się nie chciało. Tak mnie ten obóz wkurzał.
Ale dostałam maila od Ewy. Kochana jest :)
-Żyjesz?
-Okropnie żyję, ale żyję. Boże, dawno nie miałam tak złego humoru... ale trafiłaś. (...) Co nie zmienia faktu, że to, że napisałaś, poprawiło mi go na ułamek sekundy :)
-drugi ułamek sekundy :)
(...)

Hahahaha, to było takie fajne :) już nawet na parę sekund :). A dany kawałek planu pracy w końcu się jakoś napisał...

Czasem jest coś takiego, że Przyjaciel wyczuje moment, i mimo że go o to nie prosisz, to pisze/dzwoni do Ciebie akurat jak jest Ci bardzo źle... i wtedy się robi trochę lepiej, bo nie jest się samemu ze swoim złym humorem, głupotą i wszystkim. Też tak czasem macie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz