piątek, 7 listopada 2014

Wyprawa do Muzeum Harcerstwa

Kto by się spodziewał, że to będzie taki wyczyn?
Nikt.

Zadanie wydawało się proste: pójść do Muzeum Harcerstwa i obejrzeć kroniki wędrownicze. Nic prostszego.

Weszłam na stronę Muzeum Harcerstwa, znalazłam maila, napisałam tam, odpisali mi mi dosyć szybko, że mają kroniki wędrowniczek sprzed wojny i że żeby się do nich dostać to powinnam zadzwonić do dr JT., poniedziałek, środa, piątek 11-14.

No i pasmo braku problemów się skończyło.


Dzwoniłam tam parę razy, może nie za wiele i może na ostatnią chwilę, ale jednak. Tylko że nikt nie odbierał. Czas płynął i koniec końców Komisja Instruktorska warunkowo mi zamknęła pwd. I to Muzeum Harcerstwa sobie zostało...

Do przyznań zostało 11 dni. Na zadanie - tydzień. A akurat tak się złożyło, że każde, ale to każde popołudnie już miałam zajęte. Praca, praca, wspólnota, rehabilitacja, wyjazd. Tyle czasu!

Postanowiłam nie odkładać na ostatnią chwilę. Poszłam tam od razu w poniedziałek po zajęciach, o 13. Czyli dr JT powinna być.

Ale nie było.
Bardzo fajny druh powiedział mi, że może będzie w środę.

W środę zadzwoniłam, bo miałam zajęcia od 9 do 16, więc nie miałam kiedy pójść... Dodzwoniłam się! :) Dr JT poinformowała mnie, że kronik wędrowniczych w Muzeum nie ma.

O.

Ale są dzienniki wędrowniczki - pisane przed wojną w ramach próby na stopień wędr. Udało mi się ją ubłagać, żeby mi to znalazła i wyjęła na piątek na 10 (bo miałam zajęcia na 11.30, a wcześniej ona nie mogła).

Więc w końcu wyszło na ostatnią chwilę.

Poszłam tam dziś po raz drugi. Trochę "muzeum" nie pasowało do tego miejsca. Trochę eksponatów, ale ogólnie wszelkie zdobycze techniki. Karty zbliżeniowe, Bóg wie jakie dziwolągi. Nowoczesne szafki i biurka w archiwum. Jejku. Starożytne kartki trochę z tym kontrastowały. No dobrze, nie starożytne, międzywojenne. Na godzinę przeniosłam się w czasie.

Niesamowite rzeczy! Przede wszystkim - pismo. Jakie zawijasy, jaka kaligrafia! Nie da się czytać, ale ładnie wygląda. I w ogóle surrealistyczne, zastanawiam się, ile ta Lena miała lat. Pisała językiem niemal poetyckim. Ile pamiątek. Kartki, zdjęcia, bilety. Fajnie. Smutno mi się zrobiło, że wszystkie bilety teraz trzeba księgować, bo bym wkleiła sobie te z obozu do pamiętnika...

"Rozmawiałyśmy o naszych próbach na wędrowniczkę. I o pisaniu dzienników. Niełatwe to zadanie..."

I taka sytuacja. Opis obozu w Wilnie, czy pod Wilnem...rozmyślałam o tym, że już wtedy jeździli za granicę...
...
...
...chwila refleksji...
...to wtedy była Polska! Żadna zagranica!

Zainspirowało mnie to. Stwierdziłam, że zadbam o swój pamiętnik. I powklejam tam bilety z wypadów wakacyjnych. Bo w sumie to fajna pamiątka :)

No to tak. Fajnie było. Przeczytałam, poleciałam na zajęcia, wróciłam, zjadłam obiad, dopakowałam się i wyleciałam z domu. Siedzę w Polskim Busie, łapię Wi-Fi i piszę, żeby zdążyć, bo za 4 godziny deadline.

Zdążyłam.

Zdążyłam. Zdążyłam dla Gogo, która była moją opiekunką pwd i jej zawdzięczam m.in. to, że stwierdziłam, że w ogóle to zrobię. Że spróbuję zdążyć. Zdążyłam dla Magdy, Karoliny i całej reszty kadry mojego kursu pwd, który był bardzo, ale to bardzo fajny. Zdążyłam dla moich sióstr, dla Mai, i dla kilku innych osób, które się już w październiku cieszyły na moje zobowiązanie.

Zatem zapraszam wszystkich krewnych i znajomych królika na zobowiązania 10.11 ok. 17:45. Przy pomniku Powstania Warszawskiego.
Do zob! :)

PS obawiam się, że to się nie nadaje do Krajki. Ale NAPISAŁAM tak, jak piszę dla siebie. Dla przyjemności. Tak jak lubię. Ale na stronę chorągwi może się nada.

1 komentarz: