piątek, 14 listopada 2014

WUH - wstęp do uśmiechów historycznych

Dajmy spokój semiotyce. Na jakiś czas.
Mówiłam, że studiuję na MISH-u historię i matematykę, prawda? Coś by się przydało o nich opowiedzieć :). A nie tylko o nikomu nieprzydatnej semiotyce... jakby cała reszta była przydatna. No, nieważne.

Echch... chyba, niestety, trzeba zacząć od "wprowadzenia oznaczeń" i pewnych skrótów. Żeby wszyscy się połapali, a nie tylko wtajemniczeni...

Najpierw rzeczy historyczne:

Historia starożytna (w skrócie: starożytna, ewentualnie Hs) - dziedzina wiedzy niezgłębiona, z której na I roku studentów czekają aż 3 wielkie kobyły: ćwiczenia (całoroczne), egzamin (w czerwcu; polecają zacząć się uczyć w styczniu albo najlepiej wcześniej) i praca roczna.

Ćwiczenia mam z prof. ŁNS. Bogu dzięki, bardzo sympatyczny człowiek. I ćwiczenia też same w . sobie całkiem ciekawe. Za to przygotować się do nich... no, to już trudniejsze. Iliada+opracowania=jakieś 600 stron. Na tydzień. I to dokładnie i ze zrozumieniem... o zgrozo! Nie wiem, jakim cudem to się udało. Nie wiem, jakim cudem dalej się udaje w miarę na bieżąco czytać. Ale "w miarę" się udaje. Daje radę ;). Jeszcze...


Egzamin...
Egzamin to wielki kolos na nieglinanych nogach, postrach wszystkich studentów I roku. Teraz wszyscy się stresują, bo zaraz będzie wielkie przypisywanie egzaminatorów do studentów... A od tego wbrew pozorom bardzo dużo zależy. Niby podajemy jakieś swoje preferencje, ale... usos i tak robi, co chce. A u dra PJ na 20 osób egzamin zdaje jakieś 2 w najlepszym wypadku.
Ale niezależnie od tego, do kogo się trafi, wszyscy mówią, że opłaca się uczyć na czerwiec JUŻ.

I została praca roczna. Znów - z historii starożytnej. Trzeba wybrać temat i prowadzącego. Grupy ćwiczeń dra PJ na gwałt zapisują się do niego - dostają gwarancję, że nie będzie ich pytał na egzaminie, bo nie można mieć wszystkich trzech rzeczy u jednego prowadzącego... A reszta już robi wedle uznania. Tematy niektórych prowadzących rozchodzą się lepiej niż świeże bułeczki, niemal zanim się pojawią (przykład: prof. RK - tematy w środę wieczorem, w czwartek od 16.30 zapisy, czwartek 14.30 - tematów już brak... ;)). Każdy ma swoją strategię - jedni biorą pierwszy lepszy temat, byle u fajnego prowadzącego, część czeka na temat "wymarzony"... no i część wymyśla swój ;).

Tyle o starożytnej. Ale to nie wszystko na historii. Bo jeszcze łacina i WBH - wstęp do badań historycznych.

Łacina. Z mgr UJ, polecaną przez starsze roczniki jako osobą wymagającą, ale sympatyczną... minęło te półtora miesiąca i...zgadzam się. Wymagającą i sympatyczną. Jakoś pędzimy z programem, aż jestem pod wrażeniem. Dwa sprawdziany już za nami - z dwóch deklinacji i trzech czasów. Na ten drugi (wczoraj) ledwie zdążyliśmy się nauczyć (albo i nie). Skończyliśmy pisać...a mgr UJ zapowiedziała "pierwszą dużą pracę, kolokwium, które będzie za tydzień".
O.

No i WBH. Wstęp do badań historycznych. Z dr PW. Jedynym prowadzącym, który na swojej podstronie wydziału ma napisane, że oprócz zainteresowań naukowych to jeszcze lubi czytać kryminały i chodzić po górach. Ostatnio miał koszulkę "Sleep is for the weak". Na tym wydziale chyba faktycznie...jakby tak chcieć ze wszystkim zdążyć, to z wyspania chyba trzeba zrezygnować. Albo z życia pozauniwersyteckiego... Ale wracając do WBHu. To taki przedmiot, o którym sam prowadzący mówi, że jest nudny. Ale najgorzej nie jest. Najgorzej, bo tylko źle... ;) Nie no, mogło być gorzej, naprawdę. Zależy od tematu...

Właśnie. Zależy od tematu. To mógłby być tytuł tego przedmiotu, bo to jest zdanie, które słyszymy na każdym zajęciach po kilkanaście jak nie kilkadziesiąt razy. Już sami zaczęliśmy sobie odpowiadać na wszystkie pytania "Zależy od tematu". Ewentualnie "zależy od prowadzącego". No i oczywiście "To już zależy od Państwa". Takie życie... "Jak Państwo to zrobią - nie wiem..."; "Jak się do tego zabrać - nie wiem..."; "Ile to ma zająć - nie wiem...". No i tak...

I dr PW to jest ten prowadzący, u którego jak się wchodzi za prowadzącym do sali, to się po prostu nie wchodzi. Takie zasady. Z jednej strony trochę okrutne i straszne, a z drugiej...szczerze mówiąc się cieszę. Że wreszcie ktoś jest w stanie zbudować sobie taki autorytet, że ludzie się nie spóźniają.

Raczej.

Tyle na historii! Tyle wprowadzenia do historii.
Wstępu do uśmiechów historycznych.

2 komentarze:

  1. "Iliada" i opracowanie w tydzień?? A ja myślałam, że to na mojej polonistyce jest strasznie ;) trzymam kciuki!

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak czytam teraz te posty (i zaległe i nie).
    I wiesz co?
    Błogosławię fakt, że poszłam na studia inżynierskie. I podziwiam ludzi, którzy umieją opracować Iliadę w tydzień.

    Pozdrawiam, znad 10 książek do chemii organicznej <3

    OdpowiedzUsuń