A żebym to ja teraz pamiętała, co się wtedy zdarzyło! I jeszcze w dodatku dobrego! W czwartek szykowałam się do wyjazdu do Gdańska z Gabi. Ale to tylko wieczorem. A co robiłam wcześniej? Szczerze mówiąc - nie pamiętam. Pewnie marnowałam czas. Usiłowałam odpocząć w wakacje :).
Dzień LXXIII. Czy do twarzy mi w takim kapeluszu?
Spacerując po Gdańsku natknęłyśmy się kilka razy na admirałowych przebierańców. Spytałyśmy, kiedy się będą bić, bo to wyglądało na przygotowania do jakiejś ciekawej inscenizacji. Jutro o 20. No dobrze, a można przymierzyć kapelusz? Można :)
Powiedziałabym, że z tą kokardką to całkiem kobiecy. No i ogólnie ładny i fajny ;)
Dzień LXXIV. Wsiadając do losowej komunikacji w losowym kierunku...
To nic, że kolory były zupełnie inne... |
A że przed wyjazdem do Gdańska postanowiłyśmy, że pójdziemy na wschód słońca nad morze... to w sobotę (czyli "dziś") to zrobiłyśmy. Było to trochę szalone, bo jak w piątek wieczorem sprawdziłyśmy słońce wschodzi o 4:18, więc dobrze by było być o 4:00, a jeszcze trzeba dojechać, Gdańsk jest jednak całkiem spory i to nie jest 5 minut, a komunikacja w nocy wiadomo jak jeździ... okazało się, że musimy wstać o 2:00. No dobrze, 2:15 :). Biorąc pod uwagę, że zasnęłyśmy o 1:00... po wchodzie słońca wróciłyśmy i w kimu. Do 12 ;).
Dzień LXXV. Ciapągi są super. A zanim ciapągi to cytaty...
W Gdyni po drodze nad morze (nad które koniec końców nie doszyłyśmy...) natknęłyśmy się na festiwal designu czy coś takiego. I tam oprócz fajnych przewodników po różnych miastach (Warszawie też ;)), książek z Gabi dzieciństwa, ciekawych toreb, bluzek i bluz były takie wiszące kawałki plastiku z cytatami. W większości fajnymi cytatami - na zdjęciu jeden z nich :) (wczorajsze zdjęcie z cytatem Nietzsche'go z tegoż źródła). Fajne! Spędziłyśmy na tym designie tyle czasu, że morze zdążyłyśmy tylko z oddali zobaczyć, a potem trza było nam wracać szybciutko na ciapąg.
A w ciapągu cudem znalazłyśmy 2 miejsca obok siebie, bo kończył się i weekend i Opener, więc ścisk był owszem... i bardzo miło rozmawiałyśmy sobie z towarzyszem podróży. Siedziała też cicha starsza pani, która w którymś momencie swoją drżącą ręką (podkreślam to dla opisania komizmu sytuacji) nagle wskazała za okno i powiedziała:
To chyba zaraz Prabuty będą, poznaję po śmieciach!
Dzień LXXVI. Bo granie i śpiewanie...
Dziś grałyśmy w centrum. I pojawił się pierwszy znajomy ;). Jakiś człowiek się zatrzymał na rowerze, wygrzebał portfel, wysypał, co było. Nie wiem, czemu, ale spytałam się, czy chce od nas pocztówkę z wakacji. Chciał, dał adres. Fajnie, żeby tylko teraz nie zapomnieć wysłać... mówił, że sam podróżuje, właśnie na tym rowerze. Że był na nim pod Mount Blanc, a teraz jedzie do Istanbułu. I że właśnie dlatego nam wrzuca, bo wie, co to znaczy ludzka pomoc - on pomaga, potem ktoś pomaga jemu, i kręcimy spiralę dobra :)
Podróżowanie jest super :)
Dzień LXXVII. Ile ważą spodnie?
Od 1,5 miesiąca opracowuję plan strategiczny pod tytułem "w 5 kg na 3,5 tygodnia". Tak, tak... już to przerabialiśmy, ale na 2 tygodnie i w Polsce, a to może być różnica. Więc dzisiaj, po półtoramiesięcznych rozkminach nastąpiło wielkie ważenie ubrań - pożyczyłam wagę kuchenną od Hanki i zważyłam każdą sztukę odzieży posiadaną w szafie. Jeszcze mi skarpetki zostały :D.
I kupiłam dziś lekkie spodnie, takie fajne, dziwny kolor mają, ale może jakąś lekką bluzkę się skombinuje. Te spodnie ważą tylko 200g! (ważyłam w sklepie :D). W odróżnieniu od dzinsów, które ważą prawie pół kilo. Jest różnica!
Bluzki też są różne. Niektóre mają poniżej 100g, inne prawie 200...
Jakie to śmieszne, że po latach pakowania się dzień-dwa przed wyjazdem teraz się zaczynam pakować w myślach 2 miesiące wcześniej, a w praktyce ponad tydzień...
spodnie ważą 200 g :) |
:)
OdpowiedzUsuń