niedziela, 25 października 2015

Studia trochę uśmiechnięte

Co ja tu robię...
...zadaję sobie to pytanie od dni dwudziestu pięciu. To znaczy od 1. października.

W zeszłym roku wszyscy ze starszych lat mówili, że jak już się przetrwa I rok, to już potem będzie łatwo i przyjemnie.
Aha.
Bardzo śmieszne, ale nie.

Ćwiczeń jest więcej, w dodatku źródła się czyta po tej pięknej łacinie a nie po polsku, więc trzeba je tłumaczyć, nie daj Boże prowadzący literaturę przedmiotu poda angielską, którą się bądź co bądź wolniej czyta... No nie, no po prostu nie jest łatwiej. A egzaminy z epok - co z tego, że może prostsze, skoro są 2 w roku, a nie jeden...?

* * *

No nic. Dość okropnie jest, ale czasem śmiesznie. I starym dobrym zwyczajem to "śmiesznie" zapisuję na marginesach, na końcach zeszytów czy w środku notatek. Nowi koledzy i koleżanki powoli odkrywają, że to, że zawzięcie notuję, to nie znaczy, że mam notatki...

...i mamy w tym roku nowych bohaterów uśmiechniętych.
Mam zaszczyt Państwu przedstawić:

PG i AG - małżeństwo; dr PG prowadzi wykład z analizy matematycznej, pani AG prowadzi moje ćwiczenia. Wspaniali ludzie, z sercem na dłoni, niezwykle prostudenccy, mili i w ogóle. Umawiają się na konsultacje poza dyżurami (co dla mnie jako MISHowej ofiary losu jest ważne), trochę żartują i jak chyba wszyscy pracownicy wydziału MIM UW podchodzą do przedmiotu swoich badań niezwykle serio i z humorem. Tyle na MIMie.

Znanego nam już dr hab. (już hab.!) PW, z którym miałam wstęp do badań historycznych w zeszłym roku i którego polubiłam bardzo m. in. dlatego, że w swoim biogramie na stronie IH UW oprócz niezbyt ciekawych (w pewnym sensie) informacji o sobie napisał, że lubi chodzić po górach (a jak wiadomo ja też lubię) i czytać kryminały (też lubię). W tym roku mam z nim "nauki pomocnicze historii średniowiecza" i zdaje się, że egzamin. Ze średniowiecza. Dosyć eksperymentalnie, bo PW egzaminuje w tym roku po raz pierwszy, więc nikt nie wie, jak pyta i jak ocenia. No cóż, raz kozie śmierć. Tym razem nie USOSlotek a loteria życia rzuciła mnie w ten zakątek historii. W każdym razie jest to kolejny miły człowiek, mówi mi z uśmiechem "dzień dobry", jak mnie widzi na korytarzu i generalnie darzymy się wzajemną sympatią.

Chyba nieznanego prof. PŻ. Z nim też mam nauki pomocnicze historii średniowiecza, ale chodzę na nie jedynie dla przyjemności, niejako dodatkowo (coś podobnego; po raz pierwszy robię na studiach coś więcej niż MISH ode mnie wymaga). Poznałam go na objeździe naukowym w maju biegając po kościołach Mazowsza (tych w stronę Płocka). Niezwykły dydaktyk, a także jak wyżej - miły człowiek i w ogóle. Fajnie jest. Główną wadą tych zajęć jest to, że są w czwartek o 16:45, a ja w czwartki mam od 8 rano i w dodatku czwartek jest po środzie (wcale nie truizm...) i jestem wiecznie niewyspana po Kontakcie.

Kolejna bohaterka - AP. Miłość. Prowadzi moje ćwiczenia z historii średniowiecza. Niezwykle miła, prostudencka, zachwalana przez starsze roczniki i chyba słusznie :)

Prof. RM. To jest postać. Uwaga, opis K., ze starszego roku, gdy pytałam się o prowadzących: to taki wzór starego historyka. Przeniesiesz się w czasie o jakieś 50 lat, ale z pewnością wiele się nauczysz.
I to prawda. Sprawia wrażenie mało dostępnego, ale zdarza mu się żartować lub podchwytywać (czy to po polsku?) żarty studentów. Bardzo często mówi "innymi słowy", więc na marginesach liczę, ileż to razy tego sformułownia użył... starszy człowiek, wygląda niezwykle efektownie gdy dyskusja na temat źródła się rozwija, ktoś się nie zgadza z jego stanowiskiem i profesor wygląda tak, jakby zaraz chciał walnąć pięścią w stół.

Haaaa! No i dobrze znana i kochana dr hab (już hab!) AH oraz nieznany jeszcze KS, którzy razem prowadzą Wybrane zagadnienia filozofii literatury. Przepraszam, ale te zajęcia są za... wspaniałe bardzo. Rozmawiamy sobie o przypadkach granicznych dzieła literackiego (na razie) i rozważamy, co już jest dziełem literackim, a co jeszcze nie, dlaczego i gdzie leży granica. A właściwie gdzie nie leży i dlaczego jej nie widać.

Tak. To chyba tyle. Zajęcia jeszcze jakieś mam, ale póki co nie wbiły mi się w uśmiechniętą pamięć na tyle, żeby tu o nich wspominać.

A niedługo można mieć nadzieję, że cytaty tychże uśmiechniętych bohaterów mojego życia zaczną się tu pojawiać. Czekajcie cierpliwie. Albo niecierpliwie ;-)

...aha. no tak. łacina. mgr UJ. ukochana. o Panie. jak dobrze, że to ostatni semestr. ciężko.

3 komentarze:

  1. WZFL...
    Właśnie zacząłem się zastanawiać, czy Twój blog jest dziełem literackim. Przypadek graniczny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a bardziej czy mniej granicznym niż Finneganów Tren, Celana? ;-)

      Usuń
    2. *Finneganów Tren oczywiście Joyce'a, a wiersze Celana.

      Usuń