sobota, 31 października 2015

* * *

Siedziały w kuchni. Właściwie to na początku siedzieli. Śpiewali, grali, słuchali. Śmiali się.
Im później się robiło, tym więcej osób szło spać.
- R., a może zostaw nam gitarę? Ja Ci wezmę do Warszawy...
- Okej, możemy tak zrobić. No, tak, zróbmy tak, to jest dobry pomysł.
W końcu o 1 w nocy zostały same. Dwie M.


* * *

I grały dalej.
Muzyka brzmiała. W zasadzie nie wiadomo, dlaczego... dlaczego śpiewały piękniej niż zwykle. Zazwyczaj umiały śpiewać czysto i ładnie. I nie fałszować. Ale tym razem ten śpiew był jakiś taki... piękniejszy. I pełniejszy. Cokolwiek to znaczy.

Śpiewały to, co miały w sercu, każda szła swoją drogą, ale czasem niespodziewanie spotykały się na tych samych motywach... czasem, nie umawiając się, zaczynały jednocześnie śpiewać to samo zdanie.

Nie umawiając się... skończyły.
Nie umawiając się... siedziały w milczeniu.


* * *

"No więc. Miłość istnieje. Dla mnie też. (A jednak)" (MJ)
I dla mnie. Też. (ja)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz