piątek, 5 września 2014

"Wylewam właśnie wodę po praniu gaci..." (88)

...do umywalki w schronie przeciwbombowym w Serbii - powiedziała Asia robiąc właśnie to, o czym mówiła. Nie, to nie sen. To rzeczywistość. Jak to fantastycznie brzmi. Schron przeciwbombowy. I my tu będziemy mieszkać przez najbliższe parę dni. 30 min od centrum Belgradu.

Tamtejsi skauci w tymże schronie mają swoją siedzibo-harcówkę. Z zewnątrz wygląda całkiem zwyczajnie, jak niski budynek. Przez wielkie przeszklone drzwi wchodzi się do strefy buforowej z korytarzem i łazienką. A dalej są wiecznie otwarte wielkie grube drzwi, które zamykają schron właściwy. W którym nie ma wody. I okien. Kosmos, budzić się o 8.00 i nie widzieć absolutnie nic. Żadnego źródła światła. I weź tu uwierz Mai, że trzeba już wstawać. No ale to było dnia następnego.

Co nie zmienia faktu, że schron brzmi egzotycznie.

Schron z zewnątrz - nie wygląda, co nie?
Jakby coś, to to wysokie z tyłu to już inny budynek.
***
Doświadczam właśnie mechanizmu pamiętania samych dobrych rzeczy. Już prawie napisałam, że Belgrad to fajne miasto, po czym sobie uświadomiłam, jak bardzo byłam zdziwiona syfem, który tam jest niemal wszechobecny poza centrum. Śmieci, kurz, wszystko, wszędzie. Co nie zmienia faktu, że miasto ciekawe. I - no dobrze, fajne (cóż to znaczy: "fajne miasto"? nic.)

***

Byłam w cerkwi na nabożeństwie. Po serbsku. Czasem lubię tak nic nie rozumieć. Wtedy przestawiam się na tryb czucia całą sobą, bo słowa nic nie mówią. Odbiera się malowidła, atmosferę, to wszystko... im dłużej tam byłam tym lepiej się czułam pomijając fakt, że od stania non stop bolał mnie kręgosłup, ale nieważne. Takie poczucie jakiejś harmonii.
Tylko nigdy nie mogłam pojąć, czemu oni w tej cerkwi się tak spieszą. Hospody pomyłuj na okrągło tak szybko, że nie da się zrozumieć. Fakt, że liturgie mają długie, więc żeby skrócić to można śpiewać szybciej, ale... nie wiem, dla mnie to wtedy trochę traci ze swojego majestatu? Sacrum? Czegoś w tym stylu. Za to zyskuje regionalności.

***

Taka gwiazdka na patyku do mieszania sosów i innych takich, kojarzycie? Wiecie, że to ma swoją nazwę? Kwyrlejka. (teraz w google przeczytałam, że powszechnie mątewka, a kwyrlejka to w gwarze poznańskiej, hahaha). Gosia nas nauczyła. Byłyśmy zachwycone.

***

A, i jeszcze jedna rzecz. Serbia. Co za prześmieszny kraj. Operujący w dwóch alfabetach. nigdy nie wiesz, w jakim będzie następny spotkany na ulicy napis...

***

Ruda, dziękuję za sms-a! :)
Byłam super-mega zaskoczona, że ktoś się interesuje tym, czy się dostałam na studia, w momencie, w którym ja wjeżdżam do Serbii :) i - umówmy się - nie jest moim najlepszym przyjacielem - wtedy bym się nie dziwiła... ;) Ale to było bardzobardzo miłe.

***

Marcysiu... czemu nie pamiętasz, że nie lubię dużo stać? I dużo chodzić? I fajnie, że pływasz, ale może nie żabką, proszę... BO BĘDĘ BOLAŁ.
Kręgosłupik.

1 komentarz: