poniedziałek, 29 czerwca 2015

Egzamin u PJ-a

Jest 7. maja. Zaczynam pisać notkę, która już od dawna się tworzy w mojej głowie, a opublikuję ją w czerwcu. Jak już będę po egzaminie. Jak już zdam.
Ale egzamin wypełnia kawałek mojego życia, nauka do niego jeszcze większy i rozmyślania filozoficzne na temat niego też całkiem spory.

(13. maja 2015)
Zaczynam rozumieć Wojtka. Wojtek to kolega z II roku, który mi pożyczył wszystkie książki do egzaminu, z których się teraz uczę. Jak się umawialiśmy to prosił, żebym nie zniszczyła ich, bo mają dla niego wartość sentymentalną.
Nie rozumiałam wartości sentymentalnej. Już rozumiem. Tyle czasu się z nimi spędza, co z najbliższym przyjacielem. Tyle się czyta, tyle się uczy... rozumiem. W sumie dla mnie też już mają wartość sentymentalną i ze smutkiem myślę, że będę musiała je oddać. Jakoś tak...

Przychodzi też taki moment, kiedy to wszystko mnie przerasta. Po prostu ten egzamin, pozostałe egzaminy, prace roczne do napisania, kolokwia z matmy na karku i wszystko naraz... się robi jedno wielkie "za dużo". A ja już jestem potwornie zmęczona i już padam na twarz, i już płaczę ze zmęczenia. Po prostu.
A wspaniały kolega pisze: "Przeczytałaś dziś starożytność?"
To jest taki moment, w którym nie mam siły być miła. Więc odpowiadam "Chcesz, żebym pewnego pięknego dnia Cię zabiła? Nie zadawaj takich pytań." I czytam jego odpowiedź "Jestem głosem Twojego historycznego sumienia. To byłaby piękna śmierć."
W zeszłym tygodniu na wyjeździe ze mną było mnóstwo normalnych ludzi, którzy przeklinają co któreś słowo. I w takich momentach jak ten zaczynam ich rozumieć.

(18. maja 2015)
Swoją drogą, znalazłam dobrą motywację do czytania HS. Mianowicie DA. Ustalam sobie, że np.mogę pójść w środę na Kontakt, jeśli do tego czasu skończę książkę. (Rano miałam 350 stron, teraz już tylko 250 i czytam dalej). Pytanie, ile z takiego czytania trochę na szybko zapamiętam...no nic. Zobaczymy. Póki co pamiętam całkiem sporo, bo wychwytuję momenty, w których autorka się powtarza... ;-)
Będzie dobrze!

(21. maja 2015)
Przedwczoraj panikując jak na studentkę I roku przystało, (no bo jak nie zdam, to co z tym wszystkim, co sobie zbudowałam przez ostatnie pół roku, że poczucie władnej wartości, ufność, Tata widzi i kocha, tego ten) usłyszałam pytanie "A co to ma za znaczenie?".
Pytanie wbiło mnie w ziemię i rozmyślania filozoficzne nad życiem i egzaminem znów ruszyły pełną parą. I o ile ogólnie to ma jakieś znaczenie, no bo studia, wakacje, tego, potem jakaś praca, coś tam, życie. Okej, to jest ważne.
Ale dla muzyki i tańczenia to nie ma żadnego znaczenia. Dla tego, że Tata widzi i kocha to jest w ogóle nieważne. Bo On i tak widzi, i tak kocha, i tak otula płaszczem, i tak... i to jest po prostu zupełnie nieważne.

* * *

(29. czerwca 2015)
Już po egzaminie.
Sprawdziłam empirycznie, że nie ma znaczenia. Bo naprawdę są drugie terminy ;-).

I przesłanie dla kolejnych pierwszoroczniaków: nie wierzcie w legendy o tym egzaminie. Fakt, jest trudny, nawet bardzo. Trudno się do niego nauczyć, trudno to wszystko psychicznie wytrzymać. Ale zdać się da. Dzisiaj przyszły cztery osoby, dwie zdały, ja nie, jedna nie wiem. A PJ nie jest zakamieniałym chamem bez serca, który chce wszystkich uwalić. Jest dobrym człowiekiem.
Naprawdę.

A jutro egzamin z GALu :) trzymajcie kciuki! :) chcę mieć 5, a żeby było fajniej, to jest całkiem możliwe ;-).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz