czwartek, 28 maja 2015

Chyba jestem zabiegana...

Cześć Wszystkim! Każdemu! :-)

właśnie zobaczyłam, że nie pisałam tu od... dawna! No, jak na mnie. Jasne, nie ma obowiązku, ale spójrzcie, że 10 dni to dużo w porównaniu do tego, że czasem mam fazę na pisanie co drugi dzień. Albo i co dzień.

I wcale nie jest tak, że nie mam czego pisać, bo w moim życiu dzieje się mnóstwo cudownych rzeczy! Naprawdę, jestem zachwycona światem, jest taki piękny! A do sesji tyle do zrobienia...! ;-) I bardzo chętnie bym tu o tym napisała, ale nie mam kiedy (o tym, że świat piękny, a nie o tym, że do sesji tyle do zrobienia...). Teraz zresztą też jestem w kompletnym niedoczasie na dziś, ale co tam, już nie wytrzymam, no ileż można tak pościć od pisania... skoro pisanie to jest coś, co robię dla siebie.

Ale wskutek długiego niepisania pojawił się problem: o czym napisać? Co jest najpilniejsze i najważniejsze? I jeszcze jakoś się wpisuje w ideę tego bloga... ;-) chociaż z tym ostatnim jest najłatwiej, bo idea jest płynna :).

Więc będzie o sesji. A właściwie o okolicznościach towarzyszących.


Jakkolwiek egzamin z HS trochę mnie przeraża, bo chcę mieć wakacje dłuższe niż dwa ostatnie tygodnie września, to... są w nim poukrywane różne dobrodziejstwa. Wiecie, odkrywam, że mam mnóstwo dobrych ludzi wokół siebie. (mam samych dobrych znajomych? ups! czy to nie za odważna teza?) wszyscy mi pomagają jak mogą! Dają notatki, wspierają, modlą się, wysyłają wspierające zagadki na każdą okazję... to jest takie kochane!
Jasne, ich dobroć nie jest spowodowana egzaminem, ale jakoś ją zaczęłam zauważać. Bo w ogóle, aaaaa, świat jest piękniejszy ostatnio niż zwykle. I ludzie. Ludzie są super. Są genialni.

Oczywiście musi być tak, że jak mam 2 egzaminy w sesji, bo resztę rzeczy pozaliczałam (albo mam nadzieję) zaliczyć w zerówkach, to te dwa egzaminy muszą być dzień po dniu. IDEALNIE. Ale co tam, damy radę. Gorzej, że HS jest pierwsza, bo jak jej nie zdam, to potem na GALu będę miała umiarkowaną depresję. No cóż, raz się żyje.

W ogóle jest mnóstwo rzeczy do zrobienia. Bo tu egzamin za 3 dni, 15 minut po nim kolokwium, zaliczenie lektury z łaciny, a tu jeszcze gdzieś mimochodem dochodzi, że do 10. czerwca muszę oddać jedną pracę roczną (drugą już odłożyłam na wakacje...). Mnóstwo tego jest.

Ale tu pojawił się kolejny bardzo dobry i kochany człowiek, który zadał mi fantastyczne pytanie: "A jakie to ma znaczenie, ten egzamin i to wszystko, dla twojego szczęścia?" (no, brzmiało trochę inaczej, ale bez kontekstu może lepiej je wsadzić tak).
Pytanie na początek mnie przeraziło, że właśnie mogę stracić swoje jakieś szczęście, po czym sobie uświadomiłam po wielogodzinnym rozkminianiu, że właśnie nie. Że właśnie to nie ma żadnego znaczenia. Dla szczęścia. Bo Tata i tak widzi, bo Tata i tak kocha, a ja się na niego obrażać nie będę, bo... bo to się zwyczajnie nie opłaca... :-)

I wiecie, to jest taka wolność teraz(!), jak sobie uświadomiłam, że dla mojego szczęścia to nie ma żadnego znaczenia! Cudowność! Dla radości czy wesołości - no jasne, ma, dla studiów ma, dla wakacji i w ogóle. Ale czy to ma znaczenie dla tego, że Tata widzi i kocha? Nie. I to jest najcudowniejsze na świecie!

Więc chodzę i skaczę radośnie jak nawiedzona. I już wracam do swojego niedoczasu, bo za 3 dni egzamin z semio, kolokwium i zaliczenie z łaciny, praca roczna się sama nie napisze, GAL też trzeba jakoś zdać, a o HS już chyba wspominać nie trzeba... :)

Macie ten obrazek, co zwykle. Jest wspaniały.

Tata mnie widzi, Tata mnie kocha, nananananana!

PS Was też. Widzi i kocha :-) i to też jest cudowne!

PS2 miliony wykrzykników. O tak. Nie wiem, czy to dobrze świadczy o moim stylu, ale to znakomicie świadczy o moim nastroju. A dzisiaj miałam ten z gorszych ostatnimi czasy... ;-)

PS3 przeczytałam jeszcze raz. Słowo "cudowność" i wszystkie jego pochodne pojawiają się zdecydowanie za często... czy to dobrze świadczy o moim stylu? Pewnie nie, ale za to... patrz PS2 :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz