sobota, 7 marca 2015

Komedia na kółkach, czyli mój kręgosłup :)

Na chwilę powracają opowieści mojego kręgosłupa. Z kręgosłupem, mną i panem TR w rolach głównych.

Komedia na kółkach zaczęła się pod koniec stycznia, gdy byłam zapisana na kolejną wizytę u pana TR. Na czwartek, 29.01. Dzień przed połówką z Inszuszinaków, żeby się tak tego, odstresować i w ogóle. Żeby mnie kręgosłup na egzaminie nie bolał...

W środę zadzwonili z przychodni, że pana TR nie będzie. No dobrze, to można przełożyć na tydzień później? Można. I się przełożyło na 5.02.

4.02 zadzwonili, czy będę? Będę.
Za to 5.02 gdzieś w południe znów zadzwonili, że pana TR nie będzie... można przełożyć? Można. Ale 12.02 to ja wyjeżdżałam w góry, więc jednak 19.02.

18.02 zadzwonili potwierdzić wizytę. Czy będę? Będę.
19.02 o 10 zadzwonili, że pan TR jest chory ma L4... Ojej, no to przekładamy, na 26.02.

25.02 byłam bardzo ciekawa, co to będzie. W zasadzie zaczęło być całkiem śmiesznie.
I słusznie byłam ciekawa, bo zadzwonili, że pan TR dalej chory... No, to przełożyliśmy na 5.03.

4.03 zadzwonili potwierdzić wizytę. Będę? Będę.
A 5.03... nie zadzwonili! O tak! Po 5 tygodniach przekładania się udało :)

* * *

Ogólnie przeciwko przekładaniu mój kręgosłup zazwyczaj ma niewiele. Tydzień wte czy wewte nie robi specjalnie różnicy. Nawet 2 tygodnie. Albo i miesiąc.

ALE NIE W LUTYM 2015.
Egzamin w styczniu przeżył, bo trwał 45 minut, a to się w ostateczności da wysiedzieć.

Za to na początku lutego poszłam na koncert 2 Tm 2,3. I koncert był przesuper, naprawdę, przez kolejne kilka dni chodziłam zachwycona życiem "bez powodu". Tylko że mój kręgosłup...no, skakania nie lubi. Machania głową za bardzo też. No, w ogóle nie lubi, nie oszukujmy się.
Można się uśmiechnąć, że to było specjalnie wyliczone, że koncert we wtorek wieczorem, w środę i czwartek nic nie mam, więc do czwartku popołudnia (i rehabilitacji) mój kręgosłup jakoś przeżyje nawet jak będzie bolał...
A tu figa. Po pierwsze, jakoś nie wiedziałam wcześniej, że on aż tak koncertów nie lubi :( a po drugie... no właśnie, rehabilitacja jakoś takoś się przełożyła.
No, prawie minęło prawie samo, zajęło to z tydzień albo i lepiej, ale dało radę.

Ale potem Marcysia pojechała w góry! A jak wiadomo już powszechnie, kręgosłup Marcysi gór za bardzo nie lubi, ale jego protesty są zawsze możliwie długo ignorowane. No i w zasadzie już nie było tak strasznie. Co nie zmienia faktu, że miło by było, jakby tej wizyty już tak nie przekładać w nieskończoność...

A potem zaczęły się zajęcia i w ogóle, kręgosłup jakoś sobie żył... do czasu. Do czasu gdy obudziłam się w piątek 27.02 i doszłam do znakomitego wniosku, że tak jak teraz to mnie nie bolał chyba nigdy. Przy czym... no, przyznać trzeba, że to było po prostu chyba tak, że ja się wtedy rozchorowywałam i kręgosłup brał "czynny udział" w łamaniu w kościach. I mięśnie tak strasznie bolały przy robieniu czegokolwiek, o matko!

No ale, trochę czasu minęło, trochę wyzdrowiałam, i koniec końców jak udało się nie przełożyć wizyty u pana TR po raz kolejny to... prawie nic mnie nie bolało :)

Tadaaaam!

* * *

Ach, miałam jeszcze uśmiechy pana TR tu wsadzić, ale się rozpisałam. No, to jeden na koniec a reszta następnym razem.

Rozmawialiśmy, że mi usos wylosował egzamin tam, gdzie wylosował... tzn. u PJa. I że jest 5058 stron starożytności do przeczytania.
Po ogólnym utyskiwaniu na życie i na to, że jak pan TR był na studiach to zmarnował tyle czasu na czytanie o metodach, których teraz się w ogóle nie stosuje...!
pan TR: Już no po prostu jak teraz to sobie przypomnę... kijek i młotek!
Marcysia: To dlaczego nie ma pan młotka?
pan TR: Jak to nie mam. Mam. Do straszenia pacjentów.
Poszedł i wyciągnął z plecaka młotek.

pan TR: Ale straszyć pacjentów lepiej tym.
Młotek miał też takie super coś, że się wykręcało z niego taką ultra ostrą igłę. Nie wiem, po co. Ale co tam, odbyła się demonstracja. Ja się zazwyczaj nie boję igieł, pobierania krwi, zastrzyków i tak dalej, ale jak wtedy leżałam na tym stole i nade mną pan TR to wszystko rozkręcał, to byłam całkiem nieźle przerażona (tak tak, demonstracja łącznie z testowaniem, że to naprawdę jest ostre. Na mnie, no przecież).

Wiem, że to już było, ale do opowieści kręgosłupa tak pasuje :)
Koniec! :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz