piątek, 5 grudnia 2014

"Jak nie boli to dziś nie wstaję" :)

dedykowane panu TR
z okazji urodzin :)
Jego urodzin rzecz jasna.

dawno już nie spisywane opowieści mojego kręgosłupa ;)


Zaczęło się od tego, że przełożyli mi rehabilitację z wtorku na czwartek, dzięki czemu plan czwartku przedstawiał się tak, że jak wyjdę 6.45 z domu tak wrócę po 20. Po zwykłych zajęciach (w tym sprawdzianie z łaciny), kolokwium z WDMu, no i rehabilitacji. O 19.15. To niehumanitarne! I nawet nie chodzi mi o mnie, ja tam sobie mogę leżeć (no dobra, czasem coś zrobię). Ale jak można wymagać od człowieka, żeby po całym dniu pracy fizycznej z wrednymi pacjentami z Centrum Zdrowia Dziecka (byłam to wiem ;p), a potem jeszcze w tej przychodni co teraz chodzę, dalej pracował. I to z MOIM kręgosłupem ;) (i jego właścicielką. już nie wiem, co gorsze ;)).

Ale w czwartek zadzwonili w południe, czy nie mogę wcześniej, bo się zwolniła godzina. No, nie mogę, mam kolokwium... No i cóż. Okazuje się, że tam panują ciekawe stosunki między pracownikami, bo mimo, że o kolokwium mówiłam pani z rejestracji to jak przyszłam to pierwsze pytanie od pana TR to było "Jak kolos?" (no, ma to pewne plusy. wszak nie jest to pytanie "czy ćwiczyłaś?" na które znacznie mniej fajnie jest odpowiadać. no tak, tak, przecież to zależy ode mnie).

No dobrze, dobrze, już. Już uśmiechy. Koniec wstępu.

- I jak?
- No, ciągnie trochę...
- A teraz?
- No teraz bardziej, ale może być jeszcze bardziej...
- No ja wiem, że Ty tak lubisz, jak boli. I że [dla Ciebie, znaczy mnie, Marcysi] jak nic nie boli to nudno i nie warto żyć. I się budzisz rano i "Eee...nic nie boli, to nie wstaję".
- No taaak... i dlatego wstaję codziennie...

- A uczyłaś się do tego kolokwium?
- No oczywiście że tak
- To bez sensu. Co to za sukces zaliczyć kolokwium, do którego się uczyło...
No rzeczywiście żaden :P

- No to teraz pokaż mi jak robisz rotacje w domu... chyba, że zapomniałaś. Zapomniałaś trochę, prawda?
- No... myślę... nie, nie zapomniałam. (mój Boże, ten jeden raz)

- No, to siadaj na brzegu.
- Aaaa... to too... (błysk wspomnień o "właśnie takim" rozciąganiu)
- Przypomniały Ci się stare czasy, co nie?
- Jejku, tak, jak ja się do tego stęskniłam...
- Ooooj, stęskniłaś się. (jakie to smutne, że pan TR zawsze zauważy, że coś jest gorzej. na przykład gorzej rozciągnięte. Ale szczerze mówiąc to moje wspomnienia były w sumie chyba "bardziej makabryczne"... znaczy gorsze. bo zaraz się pan TR obrazi za "makabryczne". Więc makabrycznie nie jest, ale bywa różnie ;))

- Ty jeszcze rośniesz, Marcelina?
- Nieee... nie rosnę! Już parę lat... nie wiem, ile.
- Taka się urodziłaś?
- taaak!
tak, jasne, 175 cm ;) biedna Mama.

jest jeden problem.
chciałam być miła.
i pamiętać o urodzinach.
i nieopatrznie oprócz "standardowych życzeń" życzyłam panu TR dobrych pacjentów, takich, co w domu ćwiczą, bo wtedy łatwiej...
...czym ukręciłam sprytnie powróz na własną szyję, bo ode mnie też zależy część spełnienia tego życzenia.
Ale pomyślałam o tym "poniewczasie".
Echch...
(hahaha wyszła trochę nieprawda, bo akurat dla mojej szyi to będzie lepiej niż gorzej)

No, starczy tego dobrego na dziś ;)
coś jest z moją pamięcią, bo wczoraj było znacznie więcej fajnych rzeczy...no cóż.

Wszystkiego uśmiechniętego, proszę Pana :)
Uśmiechy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz