piątek, 10 lipca 2015

Dzień sportu i jajka - brańszczykowe opowieści

Prof. ŁNS powiedział, że mam swobodny styl pisania i dobrze się czyta, i żebym to pielęgnowała. Toteż pielęgnuję... :) Swoją drogą, trochę się bałam, co on powie na mój styl pisania, bo pracę roczną pisałam takim językiem...no właśnie swobodnym. Trochę jak blog, bez przesady, nie całkiem, ale jednak tak jakoś...nie przypominało mi to języka żadnej z książek stricte naukowych, które zdążyłam w życiu przeczytać.
Ale wróćmy do pielęgnowania mojego swobodnego stylu i opisywania niezwykłego miejsca nad Bugiem :)

Krótki słownik postaci na najbliższą historyjkę;

- DJ Szeląg, czyli jeden z Kamilów. Kamil jeździ na wózku, nie mówi normalnie, a za pomocą książki. W ogóle jestem pod wrażeniem tego wynalazku - że ktoś wymyślił, żeby zrobić książkę z obrazkami/znakami migowymi, wszystko podpisane, pięknie posortowane, tak, że Kamil znając książkę na pamięć potrafi całkiem sprawnie znaleźć słowo, o które mu chodzi (właściwie cała zwłoka polega nie na myśleniu, gdzie jest dane słowo, a na poprzewracaniu kartek, która to czynność akurat w wykonaniu Kamila jest mocno utrudniona).
I Kamil otwierał książkę i pokazywał "dziękować" "obiad" "bardzo" - i już wiadomo, że Kamil bardzo dziękuje za obiad. "lody" "spacer" "Ty" - i już wiadomo, że Kamil chce z Tobą pójść na spacer na lody. Genialne. Razem z Mary byłam pod wrażeniem, bo to trudne tak maksymalnie streścić myśl... oprócz tego Kamil ma tablet ze specjalnym programem, w którym ma już wgrane że jak kliknie, że lubi, to potem ma do wyboru to, co zazwyczaj mówi, że lubi (Lubię --> oglądać polskie filmy --> (moje pytanie: a jakie?) Seksmisja). Tablet ma też syntezator mowy. Jak Kamil napisze tekst, to tablet przeczyta. I w ten sposób jak się podłączył z tabletem do głośnika, to mógł mówić do wszystkich...ale o tym później ;)

- Rafał, jezuita, nie pierwszy raz w Brańszczyku, zatem miał tam już swoich znajomych podopiecznych (i nie on jeden...); prowadził "pogodne wieczorki" - czyli czas po południu dla wszystkich, żeby się razem pobawić (czy to dzień sportu, czy bal przebierańców... o tym też jeszcze będzie)

- Socjusz, jezuita, (tzn. o. Mateusz SJ); prowadził rekolekcje dla podopiecznych w czasie I turnusu; obdarzony wspaniałym głosem śpiewającym urozmaicał swoje konferencje licznymi piosenkami ("Pan mnie strzeże" to absolutny hit, razem z "Pan jest pasterzem moim" ale w takiej fajnej wersji i "Dotknij Panie moich oczu"); obdarzony również poczuciem humoru, jak chyba wszyscy, którzy byli w Brańszczyku. Przełożony nowicjuszy, którzy również przyjechali na I turnus (o nich kiedy indziej)

- siostra Magdalena, postać niezwykle barwna i pogodna; siostra zakonna, która sprawiła, że przestałam twierdzić, że zakony żeńskie nie mają sensu (wciąż tego sensu nie rozumiem, ale przynajmniej zobaczyłam, że da się być całkiem normalnym); rozśpiewana jak mało kto, zna wszystkie piosenki świata, całkiem często złośliwa, ale w taki fajny sposób... bardzo otwarta na innych i taka można by powiedzieć "na luzie", a z drugiej strony potrafiła zachować jakiś taki sensowny dystans do wszystkich. Niesamowite.

No dobrze, chyba starczy.

Historyjka jest krótka. Któregoś dnia na pogodnym wieczorku był dzień sportu. Konkurencje były rozmaite dla wolontariuszy i dla podopiecznych, i mieszane. Jedną z nich (i chyba na koniec dla wszystkich ulubioną) była konkurencja dla wolontariuszy - rzucanie jajkami. Zabawa polegała na tym, że dwie osoby rzucały do siebie surowym jajkiem i je łapały. Po każdym złapanym rzucie odchodziły krok do tyłu i rzucały kolejny raz. I tak aż jajko się zbije...

Do zabawy Rafał zaprosił ojca Socjusza z siostrą Magdaleną (para konsekrowana). No i się rzucają. Siostra jakoś nie jest przekonana co do tego, czy dorzuci, więc zamiast rzucać to za każdym razem podbiega do o. Mateusza i wkłada mu jajko w rękę, po czym odbiega na wyznaczoną odległość. Wszyscy się śmieją, jest dużo radości...

...ale to nie wszystko, bo do głośników był podłączony DJ Szeląg ze swoim tabletem, który w trakcie każdej zabawy puszczał adekwatną piosenkę/melodię/cokolwiek. Jak był mecz, to byli i komentatorzy z prawdziwego meczu piłkarskiego i tak dalej... więc siostra Magdalena się rzuca z Socjuszem jajkiem, aż tu nagle z głośników rozlega się "Aaallleee jaajjjaaa... ale jajaaa... ale jaja...!!!"

I wtedy cały Brańszczyk już leżał ze śmiechu. Albo siedział na wózkach i też śmiał się najpiękniej na świecie.

wschód księżyca nad Bugiem
chciałam wstawić zdjęcia z rzucania się jajkami, ale Mary gdzieś wcięło połowę najlepszych zdjęć... :/
może się kiedyś jeszcze znajdą ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz