- A chodzić po górach mogę?
- Mooożesz.
- A z plecakiem?
- A... tragarza nie masz?
- No nie mam, niestety :)
- Hm... No możesz sobie spakować wodę i kurtkę tak na jeden dzień, to możesz. Tylko żeby to nie ważyło 50 kilo.
- A... ile może ważyć?
- No tak do pięciu.
- 5?!
- 5.
- Wspaniale! Spakuję się w 5 kilo na 2 tygodnie!!! (ach ten entuzjazm)
- Ale to co ty będziesz z tym plecakiem 2 tygodnie chodzić?
- No właśnie zamierzam...
- No, to do 10...
To było przed wakacjami. No i hm, nie mogę, to nie mogę, ale jak mam wybierać: nie jechać albo się spakować w 5(10?) kg... to wolę to drugie :) Ale to przecież prawie niemożliwe...
Prawie. Spakowałam się w 6,5 kg. Jakoś się zmieściło. Jakoś dało radę :). Ze złamaną szczoteczką do zębów, żeby mniej ważyła ;)
A potem i tak mało z tymi plecakami chodziłyśmy. Za to byłyśmy na kajakach, rowerach... :) Zresztą zawsze jak trzeba było, to ktoś mi pomagał :) Dziewczyny same pilnowały żebym nie nosiła, bo wiedziały, że nie mogę... bo ja przecież nie lubię prosić o pomoc. Wolę innym pomagać :)
No to co, jednak jak chcieć to móc, co nie? :)
I fajnie jest innym pomagać. I jak ludzie Tobie pomagają, też jest fajnie :)
Uśmiechy! :)
Jestem pod totalnym wrażeniem :D ja przy moich umiejętnościach w życiu nie spakowałabym się w to 6,5 kg :)
OdpowiedzUsuńBuziaki ;)
mój rekord to 10kg na tydz więc podziwiam!:-)
OdpowiedzUsuńI pomyśleć, że czasem do szkoły trudno zachować taki limit wagowy :)
OdpowiedzUsuńWow... nigdy nie udało mi się tak spakować-podziwiam :D.
OdpowiedzUsuńJa mam identyczny problem: wolę pomagać niż prosić o pomoc-niestety ostatnio coraz częściej okoliczności zmuszają mnie, aby częściej prosić o pomoc. Czuję wtedy takie wielkie skrępowanie. Dziękuję za notki optymistyczne, mimo wszystko. Dawno mnie tutaj nie było, więc jeszcze bardziej cieszę się, że dziś znów jestem.