Dzień 82.
Znudziły mi się rzymskie znaki.
Usiłuję sobie przypomnieć, co wtedy było.
Niedziela. We wtorek miałam egzamin na studia. W niedzielę... co ja robiłam w niedzielę?
Niejasno pamiętam, że usiłowałam się już nie uczyć.
W środę miałam wyjechać na obóz. Więc pewnie robiłam coś związanego z obozem.
Przeliczałam tabelki żeby się zmieścić do plecaka...
Ech.
Dzień 83.
Poniedziałek.
Rano - biblioteka, już tylko na chwilę. Przejrzeć książki, które przeczytałam w ciągu tego tygodnia z kawałkiem i cześć.
A potem? Potem już chyba sobie te przygotowania darowałam. Obóz, obóz, obóz.
Dzień 84.
Wtorek.
Akurat ten dzień pamiętam bardzo dobrze.
Poszłam na egzamin. Fajnie było, kapelusz wzięłam. Lubię kapelusze.
Ten biały domek, w którym jest kolegium "cośtamcośtam" (MISH), jest bardzo ładny. I ta zieleń dookoła. Przyjemnie.
Atmosfera zawieszona. Ludzie-cienie czasem ktoś coś powie. Powodzenia. To miłe. W sumie jakby nie patrzeć, rywalizujemy ze sobą o te studia.
Do sali zaprosił człowiek... ale jaki człowiek! Włosy pomalowane na szaro, luźny T-shirt. No, spoko. Mam nadzieję, że jest ciekawym człowiekiem.
Poszło! Posżło, jak poszło. Całkiem nieźle. W końcu temat miałam o uśmiechu, to jak mogłoby pójść.
Teraz już wiem, że...
...najmilsze tego dnia było to, że zaraz po tym egzaminie spotkałam się z E. Która poszła ze mną składać papiery... wysłuchiwała moich utyskiwań na biurokrację, która zmusiła mnie to załatwienia jeszcze jednej ważnej rzeczy przed wyjazdem... słuchała, słuchała, słuchała... jak to dobrze, że są ludzie, którzy słuchają.
Wiedziałam, że nie będę pamiętać. Ale... czas zacząć wspomnienia z obozu. A tych jest dużo... już zapisanych :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz