Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wyrwane kartki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wyrwane kartki. Pokaż wszystkie posty

sobota, 31 października 2015

* * *

Siedziały w kuchni. Właściwie to na początku siedzieli. Śpiewali, grali, słuchali. Śmiali się.
Im później się robiło, tym więcej osób szło spać.
- R., a może zostaw nam gitarę? Ja Ci wezmę do Warszawy...
- Okej, możemy tak zrobić. No, tak, zróbmy tak, to jest dobry pomysł.
W końcu o 1 w nocy zostały same. Dwie M.


* * *

I grały dalej.
Muzyka brzmiała. W zasadzie nie wiadomo, dlaczego... dlaczego śpiewały piękniej niż zwykle. Zazwyczaj umiały śpiewać czysto i ładnie. I nie fałszować. Ale tym razem ten śpiew był jakiś taki... piękniejszy. I pełniejszy. Cokolwiek to znaczy.

Śpiewały to, co miały w sercu, każda szła swoją drogą, ale czasem niespodziewanie spotykały się na tych samych motywach... czasem, nie umawiając się, zaczynały jednocześnie śpiewać to samo zdanie.

Nie umawiając się... skończyły.
Nie umawiając się... siedziały w milczeniu.


* * *

"No więc. Miłość istnieje. Dla mnie też. (A jednak)" (MJ)
I dla mnie. Też. (ja)




sobota, 24 października 2015

Milcząc w codzienności

Na początek wszystkich, którzy nie lubią czytać o Bogu od razu ostrzegam, że o Nim będzie.

Rzeczywistość jest pełna Boga.
Kipi. Bogiem.

Chodziło to trochę za nią od pamiętnych pięciu dni na przełomie sierpnia i września. Że tak jest. Jechała tramwajem i taka myśl "Rzeczywistość jest pełna Boga". I szuka. Patrzy.

Strasznie trudno jest czasem uchwycić Go wśród miliona docierających do nas sygnałów. W rekolekcyjnej ciszy w Suchej, w lesie, gdy nikt nie mówił, nie dzwonił, nie pisał... gdy nie czytało się nic ponad to, co trzeba... było lepiej słychać. Lepiej? A może inaczej? Inaczej. I lepiej. Łatwiej było usłyszeć, bo serce było nastrojone na dobrych falach i odbierało ten piąty wymiar rzeczywistości. Muzykę, której nie słychać uszami.

Wróciła do Warszawy i okazało się, że tutaj też jest. "Prawdziwie Pan jest na tym miejscu, a ja nie wiedziałem" (Rdz 28,16). Że ta codzienna rzeczywistość też jest pełna Boga. Tylko... jakoś tak, inaczej. Ciężko się do tego przyzwyczaić. Trudno to dostrzec. Ale, kurczę, jednak ojciec miał rację, naprawdę jest. Chociaż często jej nie rozumie.

***

Zachorowała. Na jakieś przeziębienie-zapalenie gardła-krtani-czegoś. Objawiało się to chrypką i katarem. Poza tym żyła normalnie. Chodziła na zajęcia, latała załatwiając różne sprawy. Ale był taki niezwykły dzień...

poniedziałek, 13 lipca 2015

* * *

akompaniament do dzisiejszej wyrwanej kartki ;-)

Pisała kolejną stronę pracy i nagle oczy jej wyszły na wierzch ze zdumienia.

Już nie musiała zadawać pytania, gdzie On jest.
W zasadzie było jej wszystko jedno, gdzie On dokładnie jest - ważne było to, że On działał. Tu i teraz, właśnie w tym momencie... i w całym poprzednim dniu. I nocy. I o poranku. Więc pewnie jest tuż obok.

* * *

Powolne olśnienie zaczęło się wczoraj na balkonie. Patrzyła na ogród. Myślała o swoim zmęczeniu i o tym, ileż to cudów musiałoby się stać, żeby dała radę. Prosiła Go o pomoc. Daj mi sił...

Ale w którymś momencie zorientowała się, że nie. Że wcale nie. Że ona nie chce dostać siły. Ona ma swój własny plan na to, jak to ma wyglądać. Ona nie chce dostać siły. Chce dalej być zmęczona i odpocząć. Móc odpocząć. Nie musieć się spieszyć choć przez chwilę. Na myśl o tym, że miałaby od Niego dostać jakieś siły "extra"... ogarniało ją jeszcze większe zmęczenie.

To bez sensu - pomyślała - W ten sposób to my się nigdy nie dogadamy. Ale ta szczerość boli. Tak sobie uświadomić, że wcale się nie chce tego, o co się prosi. I jak tu się dziwić, że się nie dostaje... :P Ech... nie wiem, to może zrób coś, żeby mi się chciało mieć siłę? Żebym to jakoś ogarnęła...?

Nie ograniczajmy możliwości Boga swoimi planami.

* * *

Siedziała w kuchni, rozmawiała z S. Przyszedł na chwilę R., też porozmawiał. Pośmiali się. I R. mówi: dobra, muszę jeszcze do nich pójść chwilę pogadać... <chwila zastanowienia> nie... chyba chcę. No, chcę, tak.

* * *

Leżała w łóżku. Zasypiała...
...a gdyby tak powiedzieć sobie, że chcę? Nie że "muszę napisać teraz te prace", tylko że "chcę je teraz napisać". Właśnie tego dnia i w tych godzinach? Kurczę, po co ja studiuję. Przecież wiem, ostatnio sobie przypomniałam. No, postaram się jutro mówić sobie, że chcę. Iść. Pisać. Pisać. Pisać. Czytać. Achchchchch.

* * *

Rano siedzieli w ciszy. Rozmawiali z Nim. Nagle przypomniała sobie swoje nocne rozmyślania. No tak... chcę. Chcę. Chcę. A przynajmniej chcę chcieć, a to już coś...

Wyszła, szła do biblioteki. Jak już tyle razy w tym roku... teraz niby wakacje, a ona dalej do tej biblioteki. I nagle przypomniało jej się przedwczorajsze kazanie. Aaa...! jestem księżniczką! Czy ja idę dziś tą ulicą jak księżniczka? Jak dziedzic królestwa? Nie. Ups... No to głowa do góry, nie musimy się bać...!
Chwilę później zorientowała się, że no właśnie. Jesteśmy dziedzicami niezależnie od wszystkiego. I jej się może nawet nie udać tego napisać, i pół życia może się rąbnąć, i wszystko może szlag trafić. A dziedzicami jesteśmy i tak. O Matko Święta, TO NIE MA ZNACZENIA. Hallelujah, od razu lepiej się idzie. Idzie, bo chce. A nie dlatego, że od tego zależy jej szczęście. Jakieś zadowolenie czy coś... to tak. Ale szczęście? Nie.

Świat jest piękny.

* * *

No i siedziała w tej bibliotece. Pisała kolejną stronę pracy.
I nagle przypomniała sobie, o co się wczoraj modliła. Żeby chciała mieć siłę.
No, to ma. Chce mieć siłę i w dodatku dostała ją od razu, już bez proszenia.

On jest.
On działa.
Coś podobnego. Ech, niby w to tak wierzy i "ten tego", a jednak zawsze jest nieco zaskoczona...

Sto łask w każdym momencie
Sto razy więcej niż mógłbym chcieć
Wciąż mi dajesz w prezencie
Bym w całej pełni mógł życie mieć!

sobota, 11 lipca 2015

* * *

Siedziała w kuchni jednym okiem zerkając na laptop, a drugim na dogotowujący się kalafior. Był środek lipca, pogoda taka sobie, ale nie najgorsza... środek wakacji. Większość znajomych powyjeżdżała na jakieś szalone rzeczy, a jak nie wyjechali to na przykład spotykali się, żeby sobie pograć i pośpiewać 5 minut od jej domu.

Jej serce i dusza tęskniło do tego. Też by sobie wyjechała. Albo pobiegła pośpiewać. Chciałaby być wolna jak ptak. Bez ograniczeń... naukowych... Czytała po raz milionowy tę samą stronę pracy, którą już napisała i zastanawiała się, co jeszcze dopisać. A właściwie jak dopisać, bo że coś trzeba, to wiadomo, bo prof. kazał... po raz setny zastanawiała się, po co autorowi źródła była Izebel i czemu ją w ogóle wsadził w narrację... i wciąż nie wiedziała. Ale coś napisać trzeba. Choćby głupiego, ale jakiś pomysł trzeba mieć.
To głupie, na studiach można by już tak nie ściemniać. Tylko się na spokojnie zastanowić i napisać na serio. A nie pisać, żeby było, chociaż się wie, że za dwa tygodnie się nie będzie z tym zgadzać. No cóż...
W sumie tęskniło nie tylko serce i dusza. Ciało też. Pokołysało by się w rytm muzyki... tej muzyki... tej... właśnie tej i żadnej innej... żeby odpocząć.

Właśnie. Odpocząć. To by było coś. Mogłaby się wreszcie nauczyć odpoczywać. A póki co - to parę dni temu pomyślała, że sobie odpocznie w niedzielę, a dzisiaj już kombinuje, jak tu jednocześnie odpocząć i jednak ruszyć z tymi pracami do przodu...

A tymczasem minęło już 4 godziny jak nic nie zrobiła i nie napisała ani jednego zdania. Zmarnowała kolejne 4 godziny. I jak tu ze sobą wytrzymać...? Ale już naprawdę ciężko z tym pisaniem. Dlaczego na tych studiach jest tak, że nikt do końca nie powie, o co chodzi i co tam trzeba napisać, czy jak. Wiadomo, że jest źle i trzeba poprawić. No świetnie. A ile tego wszystkiego dopisać?

I wszystko byłoby dobrze, gdyby na tym problemy się kończyły. Ale się nie kończą, a w dodatku ktoś jest zajęty i trzeba poczekać jeszcze trzy tygodnie... no pięknie...

I w takich momentach zostaje już tylko On. Jeden Jedyny. Ten, który jest, który był i który przychodzi. Ten, który jest dobry.
Jest... no właśnie, jest... tylko... gdzie?

sobota, 20 czerwca 2015

* * *

Tym razem wyrwana kartka będzie naprawdę wyrwaną kartką... ;-)




Jakby się nie dało czytać (a da się) to trzeba kliknąć na zdjęcie i próbować ;-)

czwartek, 18 czerwca 2015

Decyzje już podjęte

Mc.

Jak to rozeznać, co tu zrobić. Jak to jest, że zdanie się co chwila zmienia. Jak to jest, że raz jak już decyduje, to wychodzi tak, już okej, wprowadzamy decyzję w życie, po czym przychodzi olśnienie "Ty głupku, co Ty robisz, inaczej przecież trzeba!"

Nie miała pojęcia, jak to się robi. Testowała życie po prostu i patrzyła co wyjdzie. Znów była taka sama sytuacja. Podjęła decyzję, nawet ją sobie zapisała, żeby nie zapomnieć, że tych rozkmin już koniec... i rzeczywiście był koniec.
A potem - bęc. Jedno pytanie, trzy dni później jedno zdanie, ludzi totalnie z tematem nie związanych... i olśnienie "Nie. To nie tak ma być. Puść to. Zostaw. Tak będzie lepiej."

Mc. mówiła, że ma taką teorię, o decyzjach już podjętych. Że różne decyzje, które mamy do podjęcia... już je podjęliśmy. Już gdzieś tam krążą w podświadomości, że trzeba je tylko wydobyć. (Z kolei R. uważa, że na wszystkie egzystencjalne pytania, które zadaję, odpowiedź jest we mnie, trzeba ją tylko wydobyć. Podobne.)

I chyba czasem tak rzeczywiście jest. A może nawet zawsze.

Chodzi też o to, że w którymś momencie trzeba przestać rozkminiać i spróbować zrobić pierwsze pół kroku. Zrobić tyle kroków, żeby dojść do samego rozstaju dróg, a nie tylko do drogowskazu, że rozstaj zaraz będzie.

piątek, 1 maja 2015

You're good... i tęsknota świata.

Myśli ze ściany. Kolejna już kartka. W sumie jest ich całkiem dużo... :) i wyrwana kartka...z życia i rozmów ;)

Na początek historyjka z kartką ze ściany.
To nie ja wymyśliłam, co jest na niej napisane. Rozmawiałam sobie:
(...)
- You're good, you're kind, your're important.
- Co to znaczy to drugie?!
- Kind?
- A, kind. Usłyszałam 'count' i się zastanawiałam co to znaczy, że jestem nie wiem, policzalna czy jakaś...


W zasadzie co tu dodawać ;).

* * *

Rozmawiała ze swoim znajomym. Niewierzącym. Jakoś im się zgadało na temat Boga, wiary, Kościoła i w ogóle. Poprosił ją, żeby mu opowiedziała o tym, że nie zawsze wierzyła, że miała kryzysy i jak to się stało, że jednak wierzy. Więc opowiada. W którymś momencie o tym (oczywiście), że Bóg jest dobry i otula płaszczem i w ogóle.
- O matko, a to ja zawsze myślałem zupełnie na odwrót! Dla mnie Bóg jest zwyrodnialcem, który mi tylko patrzy na ręce, a jak nie będę przed nim klękał, to mnie usmaży w piekle.
No, w takiego Boga to ja też nie wierzę. - pomyślała

Potem go zapytała o zupełnie inny wszechświat. Jakby był jakiś wymyślony świat, o którym wiadomo, że jest tam jakiś bóg, ale można go wymyślić. To jaki by chciał, żeby ten bóg był.
I odpowiedź...była niesamowita.
- Najlepszy byłby taki zegarmistrz. Że stworzył sobie ten świat a teraz patrzy i podziwia to, co stworzył.
No, to całkiem ciekawie, pomyślała, zawszeć to lepiej niż zwyrodnialec...
- Albo taki dobry.
<spada z krzesła>
- Kochający, miłosierny. Nie ukrywający się, widoczny.
<spada z krzesła coraz bardziej>
- Że całe jego stworzenie uczestniczy w jego myśleniu, zna jego zamiary.
<spadła>
- Ale wtedy wszyscy bylibyśmy jednym bogiem. To bez sensu. Ale inne wyobrażenia boga przerażają mnie i nie podobają mi się.
- Mi też nie.  to było jedyne, co była w stanie odpowiedzieć. Człowieku, opisałeś po prostu Niebo. Tak przecież będzie w Niebie! Dobry, kochający miłosierny Bóg, widoczny, będziemy znać Jego zamiary...

A w zasadzie już tak jest. Już mamy kawałki Królestwa na ziemi.

Niesamowita jest ta tęsknota ludzi. Słyszałam już miliony razy, że tak naprawdę wszyscy tęsknimy za tym samym, ale... teraz w to jakoś bardziej uwierzyłam. Serio.

Jak się patrzy na ludzi na ulicy uważnie to widać. Wszyscy (przynajmniej w Warszawie) gdzieś się spieszą. Gdzieś pędzą. Tęsknota czasem jest tak niesamowicie wypisana na twarzy...! Jacy ludzie są piękni w tym! Cudowność.

Tata widzi, Tata kocha, Tata otula płaszczem i mówi, że możemy się bać, że Go nie ma, możemy w Niego nie wierzyć, a On będzie nas kochał i tak :-).

sobota, 25 kwietnia 2015

Nawet jeśli

Ostatnio było pytanie ze ściany, to teraz wiersz. Właściwie nie do końca wiersz, bo... HiQ.

Historia kartki:
jeden z jezuitów, o. Witon SJ, swego czasu pisał wiele HiQ. Krótkich wierszy z dowcipem, które najczęściej jakoś wykorzystywały grę słów. Były wspaniałe. Publikował je na swojej ścianie na fejsie i zbierały dziesiątki lajków.
Na moich ostatnich magisowych rekolekcjach, na ostatniej konferencji, mówił nam o jeszcze jednym swoim HiQ, który kiedyś schował do szuflady "na trudne chwile":


Powiesiłam sobie tę kartkę na szafce. I wisi.

* * *

środa, 1 kwietnia 2015

* * *
Dostała mandat, więc znaleźli ją ludzie. Dobrzy ludzie.

Dedykacja kartki wyrwanej dla K., K. i Ppzyjaciół.

Sięgnęła do kieszeni kurtki, popatrzyła na to, co wyjęła, przeczytała kartkę, schowała z powrotem i... coś się stało. Świat się jakby zatrzymał, ona jakby się zamyśliła, zamiast skręcić w lewo poszła prosto, zorientowała się, że źle idzie, wróciła na właściwe pasy i... zaczęła się śmiać. Śmiać na pół-głosu, ale jednak na głos, już nawet nie do telefonu, co by jeszcze zwykłym przechodniom mogło jakoś tłumaczyć ten nagły napad wesołości. Po prostu się śmiała i śmiała. Do siebie.

czwartek, 26 marca 2015

Blog 2.0 - Chciałabym być jak SŁOŃCE

Pierwotny tytuł notki brzmiał: "Słońcem opętani". Tak jak piosenka Lady Pank.

Parę dni temu (a właściwie parę lat temu ;)) jakaś dziewczyna spytała mnie Jakim jednym słowem określiłabym swoje życie?

Szalenie mnie ciekawi, jakim słowem je chciałam wtedy określić, ale nie napisałam tego na blogu, więc jedyna nadzieja w tym, że zachowało się w jakimś nigdy-nie-skończynym pamiętniku.

A teraz? Jakim jednym słowem określiłabym swoje życie? Nie wiem! Jedno słowo to strasznie mało!
Ale moje życie jest Dobre. I Piękne. I Trudne też.
Ale to już trzy słowa ;).

Te 4 lata temu chodziło mi o to, że niezależnie od tego, co myślę o swoim życiu jako takim, to mogę się na chwilę zatrzymać, spojrzeć na pogodę za oknem i się ucieszyć słońcem. Albo deszczem. Tym, że można pójść na spacer albo tym, że można usiąść z kawą i książką w fotelu.

poniedziałek, 23 marca 2015

Jak kamienie...

Świtało.
Blask latarni ulicznych rozświetlał chodniki, postać w mundurze szybko maszerowała znając dobrze kierunek. Minęła jakiegoś pana, jakąś panią... za zakrętem zobaczyła, że jest ich już więcej, chociaż jeszcze parę minut zostało. Ktoś przyniósł flagę, znicze. Wszyscy w mundurach.

Ciemne postacie od 4 nad ranem schodziły się na miejsce. W zasadzie - nie wiadomo, dlaczego. Nie ma tam żadnego pomnika, zwykły warszawski blok... ale jednak miejsce to na swój sposób niezwykłe, bo właśnie w tym bloku kilkadziesiąt lat temu mieszkał Rudy. Rudy - ich przyjaciel, którego znają tylko z opowiadań i książek. Ich wspólny przyjaciel, chociaż oni sami nie wszyscy znali się nawzajem.

Każdy z nich przecierał rano oczy i niezbyt chciało się już wstawać. Jednak 3-4 godziny snu to mało. Ale przyszli. Bo siedemdziesiąt dwa lata temu gestapo uderzyło w drzwi Rudego i on nie miał wyboru. Musiał z nimi iść.

niedziela, 22 marca 2015

* * *
Chciały kupić bilet, więc dostały mandat.

Leciały do pociągu po spotkaniu z Powstańcem. Miały kupić bilety w automacie, ale pociąg już wjechał na stację, więc biegiem do najbliższych drzwi, kupią bilety w pociągu, byle się na przód dostać.

Ale pojawiły się komplikacje. Doszły do końca składu i na sam przód przejścia nie było. Postanowiły więc na najbliższej stacji przesiąść się do pierwszego składu, pójść na przód i kupić bilety. A tu przyszedł pan kontroler "Proszę bilety do kontroli" "Ale my właśnie chcemy kupić".

Ominął je i podszedł do chłopaka, który razem z nimi wbiegł do pociągu i też chciał kupić bilet. Zaczęła się kłótnia o to, że w drugim składzie nie można kupować biletu i z automatu jest naliczana opłata taryfikacyjna 74 złote (jeśli się płaci od razu na miejscu...). Gość twierdził, że nie ma dowodu tożsamości, doskonale, to wysiądą w Brwinowie i poczekają na patrol policji.

...w Brwinowie gość ze stacji zwyczajnie uciekł, a dziewczęta zgodnie ze swoim planem przesiadły się do pierwszego składu i poszły na sam przód...

sobota, 21 marca 2015

* * *

Jaki hałas, niech ktoś to wyciszy...pomyślała, ale to była jedna z ostatnich myśli o tym, co się dzieje dookoła niej.
Zauważyła strach. Ten największy ze wszystkich, którego dotychczas nie potrafiła nazwać.
Na chwilę przeniosła się w świat snów, marzeń i wyobraźni. Otulał ją płaszczem i mówił "może sobie być. możesz się tego bać...to może sobie być"...
Jeszcze nie wybrzmiało to w jej uszach kiedy...zaćmienie przyszło. To, czego się bała. Słońce po prostu zgasło i nagle znalazła się w totalnej ciemności i bezgranicznej pustce. Słońce zgasło. Tak jakby nigdy go nie było...?

F. mówił, że najciemniej jest zawsze przed świtem...

poniedziałek, 16 marca 2015

Z Bogiem w tle

A.
Uważność przeniosła się na jeden dzień do Poznania.

czasem są takie szalone pomysły, które nieoczekiwanie nagle zaczynają z głowy wychodzić i oglądać światło dziennie. Po co wstawać o 4-tej nad ranem, jechać ponad 3 godziny pociągiem do Poznania, a wieczorem wracać kolejne ponad 3 godziny i kłaść się spać w środku nocy z powrotem we własnym łóżku... No i jeszcze za ten pociąg płacić, za darmo każdy by się przejechał.
A jednak można.
Wystarczy, że dwie rąbnięte mieszkają daleko od siebie, w Warszawie i Szczecinie, i chcą się spotkać.

Wspaniale jest wybić się z życia na ten jeden dzień i przestać się spieszyć. Bez planu, bez niczego, jedyne co mnie ogranicza to pociąg o 19:33 i to, że nie mam miliona w portfelu. Możemy iść w lewo albo w prawo, możemy posiedzieć w Cacao Republika jeszcze godzinę albo już wychodzić, możemy...możemy sobie być :)

* * *

Jeździły sobie autobusami bez sensu. Nie wiedząc, gdzie są, w co wsiadają i dokąd jadą. Jak się podoba - to wysiadają. Jak nie - to czekają na lepszą okolicę. Autobus numer 60 mknął po poznańskich ulicach i uliczkach tak jak co dzień i w zasadzie nikt z pasażerów nie zwracał specjalnie uwagi na to, co dzieje się za oknem. A za oknem się działo! Za oknem był napis, który można zauważyć.
Pisk, wizg, tu im się podoba, wysiadają na najbliższym przystanku... i wracają kilometr, żeby zrobić zdjęcie napisu.


Ale o tym napisie jeszcze będzie kiedyś.


* * *

niedziela, 8 marca 2015

* * *

Mimo, że rzadko się widzieli i na dobrą sprawę już dawno nie rozmawiali, Tesia skądś wiedziała, że jest jego księżniczką. Ale ponieważ rycerzy naokoło było wielu, długo nie wiedziała, którego z nich wybrać na swojego księcia.

Tamtego dnia dalej nie wiedziała, ale jej serce tęskniło strasznie do Tego Jednego, dawno niewidzianego. Tęskniło już dobrych parę tygodni i ilekroć ktoś niezapowiedzianie dzwonił domofonem serce zaczynało szybciej bić... ale to wciąż nie był On. Zawsze okazywało się, że listonosz albo kurier, albo niezapowiedziana wizyta siostry.
Przyszedł tamten dzień i gdy obudziła się poczuła, że dziś On musi przyjść. Po prostu musi. Dziś się zobaczą, bo "tak jest napisane w gwiazdach", tak mówią wszystkie znaki na niebie i ziemi, tak mówiła jej kobieca intuicja ...To miłe podekscytowanie, szybko bijące serce, ogrom tęsknoty a jednocześnie niepewność, co zrobić, jak już się spotkają...? Specjalnie uczesała się w nową fryzurę i nie chodziła w dresie po domu... Dla Niego.
Zadzwonił domofon. W domu była tylko ona i jej siostra. Serce oszalało. Czy to On?
Odebrała. Z drugiej strony nikt nie odpowiedział. Serce dalej biło w przyspieszonym tempie... otworzyła, mimo, że nie ma takiego zwyczaju. Ale nikt nie przyszedł.

Potem stanęła w swoim pokoju i patrząc w okno złościła się na kolejny raz zepsuty domofon. Zastanawiała się, czy właśnie nie straciła tej jedynej życiowej szansy. Na Niego.

sobota, 7 marca 2015

* * *

Jak to się wszystko zmienia... pomyślała czytając kolejny mail.
Miały razem wyjechać na wakacje, jak co roku. Całą paczką. Lubiły się, mniej lub bardziej, ale jednak już po tych kilku wyjazdach z lat poprzednich coś je nieodwracalnie...? połączyło. A może właśnie odwracalnie...? Miały razem wyjechać, ale jak przyszło co do czego to okazało się, że praktycznie każda z nich ma swoje własne życie i ma inne, ważniejsze plany.
Jasne. Tak musiało być... i w zasadzie od zawsze o tym wiedziała. A jednak mimo wszystko cień zaskoczenia i smutku wcale nie jest tak mały, jak wydawało się, że będzie...
I nie ma żalu. Nie ma żalu do nikogo, bo przecież taka jest naturalna kolej rzeczy. I cieszy się, że prawie każda z nich (ona sama też!) znalazła już sposób na spełnienie marzeń.
Ale jednak cień smutku nie jest tak mały, jak wydawało się, że będzie...

wtorek, 3 marca 2015

* * *

...chciała pójść na ciekawy wykład, ale przemęczona życiem nie zdążyła. Jedynie lecąc z innych zajęć na próbę śpiewu i jedząc obiad w pośpiechu przelotnie pomyślała, że chciała być gdzie indziej. No cóż, nie udało się, w życiu jest mnóstwo fajnych rzeczy do zrobienia, a wybierać trzeba tylko te najlepsze, bo na te zwyczajnie fajne brakuje czasu.
Kilka dni później podszedł do niej znajomy i opowiadał, jak było fajnie i że ktoś ten wykład nagrał. Po chwili wyjął z zeszytu elegancko złożony plakat i dał jej chyba bez komentarza. Już miała się roześmiać, że po co jej więcej makulatury... gdy spostrzegła, że na plakacie jest autograf prowadzącego wykład specjalnie dla niej. I lekka irytacja zamieniła się w...

Dziękuję! :)