poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Profesor Niedźwiadek i inne opowiadania

Ooooj jak dawno nie było uśmiechów z MIMu! Na pewno wszyscy się stęsknili, ale nie martwcie się, zapisywałam, będzie dużo. Aż podzielę na dwie tury chyba, bo za jednym razem to będzie pół godziny czytania... ;)

Aha. Profesor Niedźwiadek. To mój nowy ćwiczeniowiec z GALu, bo z prof. PT niestety trzeba było się pożegnać. Profesor Niedźwiadek wygląda jak taki kochany miś polarny i...takim kochanym misiem jest w swej istocie. Wspaniały człowiek! :) A teraz już koniec wstępów, przejdźmy do meritum. Do uśmiechów profesora Niedźwiadka.

Na początku semestru:
Zostaliśmy zobowiązani do robienia kartkówek. Co najmniej raz na dwa tygodnie. Mam nadzieję, że to nie będą długie imprezy.

Dalej początek semestru, na liście 26 osób, w sali 20, ale duuuża część z podaniami do podpisu.
Nie wiem, jaka jest przyczyna, że nas tyle ubyło... No! Nie będziemy się nad tym zastanawiać.

Kolega E. tłumaczy zadanie przy tablicy:
- No, i jak tak zrobimy to będzie git. Znaczy, będzie dobrze.


Kolega wymyślił strasznie żmudną metodę robienia jakiegoś zadania...a jak już skończyliśmy liczyć:
- Mogę o coś spytać?
prof: Tak
- Czy jest na to jakaś mądrzejsza metoda?
- Nie.
:(

Teraz czeka nas, proszę państwa, liczenie wielomianu charakterystycznego. No, parę razy w życiu będziemy musieli to zrobić, nie ma cudów.
Swoją drogą: parę razy?! w którymś momencie tego semestru nasze podejście z Kasią to było: nie wiesz, co robić? Licz wielomian charakterystyczny! COŚ wyjdzie!

15:45, koniec zajęć. Zbieramy się po cichu, bo prof. jeszcze kończy zadanie.
- Państwo się dziś bardzo niepokoicie?

To są niesłychanie pasjonujące rachunki!

Tak jak ja rozumiem, to kolokwium będzie dotyczyło przypadków prostych.

Oczywiście jakby Państwa nurtowała ciekawość jak to się robi i nie moglibyście państwo wytrzymać, to można zajrzeć...

Tutaj nie ma cudów. Trzeba coś policzyć.

Rzędem albo się jest albo się nie jest!

Koledzy:
- Skąd on wziął tę postać Jordana?
- Stąd, że inna być nie może.

Naszym marzeniem jest macierz...

Twierdzenie. Dowodzimy. W jedną stronę - oczywiste.
- A w drugą? W drugą stronę też jest jasne. No dobrze! To dziękuję na dziś, do widzenia.

- A co zrobić jak będzie do 8?
- No, trzeba kombinować!

Przed kolokwium. Profesor tłumaczy, że nie będziemy robić zadań obliczeniowych, żeby się nie męczyć...
- I tak będziecie mieli Państwo przyjemność policzyć coś na imprezie.

Dwie podprzestrzenie rozpięte przez liny.

- (...) to było w szkole
szum
- Nie było?
- Nie.
- Moja wyobraźnia na temat tego, co było w szkole, jest czasami zawodna...

Tutaj zrobiłbym mały eksperyment i napisał s zamiast t.

Mnożenie macierzy 4x4
Państwo musicie mi pomagać, bo ja sam się na pewno pomylę.

Koniec zajęć się nieuchronnie zbliża. 3 minuty... 2 minuty... a liczenia w zadaniu jeszcze mnóstwo!
- No, trzeba spojrzeć prawdzie w oczy: nie wyliczymy tego dzisiaj do końca.

Teraz już na każdej imprezie typu klasówka będziecie liczyć.

I jeszcze gościnnie z zastępstwa dr SK:
- Teraz będzie coś, co kochacie. Sprawdzanie czy macierz jest diagonalizowalna.
- Nie wiemy, co to jest, ale bardzo kochamy.

Tak, tak, ale jak to napisałam to jeszcze z Kasią nie umiałyśmy liczyć postaci Jordana, tylko wielomian charakterystyczny... ;)

2 komentarze:

  1. diagnozowalna??? a nie diagonalna???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze jest.
      Diagonalizowalna, a nie diagnozowalna.
      Diagonalizowalna - to znaczy, że da się ją zdiagonalizować (czyli zrobić na diagonalną) za pomocą mnożenia z lewej strony przez jakąś macierz C i z prawej przez odwrotną do C.
      No, nieważne ;)

      Usuń