Następnego dnia słuchając kolejnej konferencji dopisałam, że "za darmo". Co z tego, że słyszałam miliony razy, przytłoczona starożytnością mogę zapomnieć.
Po paru dniach spakowałam wszystko, dojechałam na pielgrzymkę, doszłam do Częstochowy, pojechałam w góry. Się uczyć. Siedziałam na tarasie (z widokiem na Tatry, cudnie!), wyjmuję notatki z teczki... znowu starożytność... i wypada mi ta kartka.
Potem wypadała mi chyba prawie codziennie. W ogóle to trochę niezwykłe, bo zawsze w jakimś totalnie beznadziejnym momencie, kiedy, wybaczcie (a raczej wybacz Boże), naprawdę o tym nie myślałam. Niemniej za każdym razem przypominał mi się wtedy ten moment, kiedy ojciec to literuje i było lepiej.
A potem pojechałam na 5 dni milczenia, Bóg był OBECNY, no jasne, tak bardzo że aż ała, no cudowność. Ale z Narnii trzeba było wrócić, dziś rano wyjmuję notatki, rozkładam... a tam... dobrze znajoma kartka, że "jest obecny za darmo".
Ha, tym razem o tym pamiętałam (ding-dong, fanfary, dziękuję). Ale i tak zrobiło się jeszcze radośniej.
No i co? I znowu ojciec miał rację (ręce opadają :D), jest obecny tu tak samo jak tam, i po prostu tak bardzo że aż się wylewa. Ewentualnie wysypuje. Z notatek.
Ech, macie tu tę konferencję, a co: https://www.youtube.com/watch?v=D5-aP-Cj8OU.
PS może kiedyś znajdę chwilę, żeby coś napisać z tego, co się działo przez ostatnie półtora miesiąca. Może. Kiedyś. W sumie nie ma znaczenia, skoro jest obecny zawsze i wszędzie i działa non stop, więc i na bieżąco będzie co opisywać... ;-)
TĘ konferencję! :)
OdpowiedzUsuńA tak serio, to może ja też sobie porobię kartki. Różne kartki.
Bo czasem zbyt łatwo jest zapomnieć o tak elementarnych rzeczach.
Dziękuję, poprawiłam :)
UsuńTylko jak kartek jest za dużo, to też niedobrze. Zawsze mam dylemat, które zostawić, a które już zdjąć, bo w sumie wszystkie lubię... (a jak nie lubię, to wiszą, bo ktoś mi "kazał" powiesić [w charakterze propozycji nie do odrzucenia] i jeszcze nie mogę zdjąć... ;-))