- Olga - jedna z wolontariuszek, znałyśmy się już z Kontaktu; gra na gitarze, ma poczucie humoru (ten epitet robi się już nudny)... czasem dość nietypowe..., razem z Weroniką zajmowała się czterema dziewczynami naraz (Zuzią, Eweliną, Justyną, Kasią i Olą, aha, to pięć)
- Zosia - równoważnie: Kasia; weteranka Brańszczyka, przyjeżdża już szósty rok; gra na skrzypcach i pięknie śpiewa, razem z Olgą obstawiały muzycznie Msze i inne brańszczykowe muzyczne okazje; opiekowała się...
- Bachą; Basia podobnie jak Kamil nie mówi i ma książkę, przy czym tym razem w tej książce trzeba samemu pokazywać a ona tylko daje znać "tak/nie" - czy to chodzi o to, czy nie. Doskonale słyszy i rozumie co się dzieje i często się z tego śmieje otwierając buzię tak szeroko jak hipopotam; i opada jej głowa na lewo prawie cały czas i trzeba ją trzymać (jak ja jej współczuję, ja ze swoją szyją ledwie wytrzymuję, a ona ma chyba jeszcze mniej wygodnie...), co stwarza różne trudności np. w czasie posiłku wolontariuszy...
No, starczy.
Przypominam, że oprócz tego znamy już Kamila (DJ Szeląg), Rafała i ojca Socjusza (i innych, ale ich akurat w tej historii nie będzie).
* * *
No więc Basi trzeba trzymać głowę. W dodatku Basia rekordowo wolno je (mistrzyni!). Wesoły stolik składający się z Basi i Kamila oraz Rafała i Zosi zawsze zaczynał wcześniej i kończył później. A jak był posiłek opiekunów, to Bacha siedziała w wózku obok, żeby Zosia z Rafałem mogli pilnować jej głowy, żeby nie spadała. I uwaga zwrócona non stop na dwa fronty - własny talerz i Basia.
Aż tu któregoś dnia okazało się, że to nie jest takie znów konieczne, bo... obok Basi znalazł się Kamil. Który jak tylko głowa jej zaczynała opadać to zaczynał do niej robić miny i pokazywać coś głową (jakim cudem oni się rozumieli to ja nie mam pojęcia, ale rozumieli...) i Basia cofała głowę. Sama. Jak miny Kamila nie pomagały to jej coś pokazywał ręką (tylko pokazywał, nie dotykał jej) i wtedy to też działało. Coś podobnego, wszyscy byli pod wrażeniem i każda taka akcja powodowała spontaniczny wybuch radości przy naszym końcu stołu, który to bacznie obserwował. Jak to określiła Zosia "Nie boję się Basi zostawić z Kamilem". Taki kolejny mały dowód na to, że nie wiadomo, kto tam w Brańszczyku jest wolontariuszem... ;-)
Basia też zaczęła reagować na to, jak Rafał albo Zosia ją prosili, żeby podniosła głowę. Więc widząc, że głowa opada, wołali zza stołu do Basi, żeby podniosła... i najczęściej działało.
Przy którymś śniadaniu Rafał opowiadał o tym, jak sobie wymyślili z Olgą i Zosią, że nie będą używać wulgaryzmów.
- Bo nie chcemy mówić kuźwa. Albo brzydziej. Więc mówimy zamiast tego "Oooo". A jak na przykład jest mucha i nie chcemy, żeby przy nas była, to zamiast do niej brzydko mówić to mówimy "Mucho, uciekaj stąd szybko". Albo bardzo szybko. A jak "szybciutko" to już jest takie baaaardzo dosadne.
- Jakby powiedzieć dwa razy - dodaje Zosia.
Kilka chwil później Basi opada głowa.
R: Bacha! Głowa do góry, trzymaj pion, do góry, raz, raz, raz, szybciutko!
Wszyscy w śmiech
Socjusz: Ohohohoho...!
I wtedy wszyscy w jeszcze większy śmiech. Po chwili razem z Socjuszem, który nieświadomie uczynił sytuację jeszcze bardziej zabawną...
Także tego.
Koniec na dziś!
uśmiech Baśki nr 5 ;-) źródło: facebook: "wolontariat w Brańszczyku" - wskakiwać i lubić! :) |
PS Kamil mi wczoraj napisał, że mi dziękuje, bo napisałam o nim na swoim blogu. Matko, jak się wzruszyłam...! Kamil, jesteś super!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz