Tata widzi i kocha. W czasie sesji to nie ulega wątpliwości, a pobożność studentów wzrasta - powszechnie znany fakt...
Dzisiaj rano było jeszcze gorzej niż wczoraj. Ciekawa jestem, kiedy dolecę wreszcie do samego dna tej sinusoidy, żeby się odbić raz a porządnie...miejmy nadzieję, że przed egzaminem ;-). No więc - było gorzej. Ale że dziś św. Jana Chrzciciela, a wieczorem szłam na koncert, to poszłam sobie rano do kościoła. Załamana. Po co ja siedzę nad tymi książkami. I tak nie zdam, i tak nic nie pamiętam.
Siadam, zmęczona, Panie Boże, zrób coś.
Czytanie pierwsze. Ładne. Lubię ten kawałek Izajasza (Iz 49). Ładnie się zaczęło: "Powołał Mnie Pan już z łona mej matki, od jej wnętrzności wspomniał moje imię. Ostrym mieczem uczynił me usta, w cieniu swej ręki Mnie ukrył." No pięknie. Zrobiło się bezpiecznie. Po różnych wspólnotach czy innych takich mam różne fajne wspomnienia z tym fragmentem... słucham dalej, wciąż jednak bardziej załamana niż cokolwiek...
"I rzekł mi: Tyś Sługą moim, Izraelu, w tobie się rozsławię. Ja zaś mówiłem: Próżno się trudziłem, na darmo i na nic zużyłem me siły. Lecz moje prawo jest u Pana i moja nagroda u Boga mego. Wsławiłem się w oczach Pana, Bóg mój stał się moją siłą."
Czy ktoś mi może wyjaśnić, dlaczego to znów tak trafia w chwilę?
Wiecie, w takich chwilach oprócz dość oczywistego uśmiechu, bo "Tata mówi i słyszę" zawsze sobie myślę z takim ukradkowym uśmiechem "No Tata, aż tak to nie musiałeś".
Nie musiał, ale widocznie chciał.
I to jest w sumie fajne.
I okej, nie zrobiło mi się od razu niebiańsko lepiej i nie pobiegłam w podskokach się uczyć, no ale poszłam. I się uczyłam. Jakoś dało radę.
On jest. Nawet jak myślę, że śpi.
On jest. Widzi. Kocha. Mówi.
Cudowne.
Boże działania, najbardziej w trudnym chwilach (SESJA :pp), są najwspanialsze na świecie, wiem to! ;)
OdpowiedzUsuń