sobota, 6 lutego 2016

Nowe...


No dobrze.
Prawda jest taka, że już rzadko kiedy tu zaglądam.
Od 3 miesięcy mam nowy blog, eksperyment się udał. Teraz tam mi lepiej - zapraszam - kliknij w obrazek :)

sobota, 7 listopada 2015

eM. jest. - czas na zmianę

Niniejszy post jest niejakim pożegnaniem z tym, co było i powitaniem tego, co będzie.
Ostatnio zaczęłam się zastanawiać nad tym, jak bym chciała, żeby się nazywał mój blog. Ktoś mógłby pomyśleć, że to bez sensu, przecież mam już jeden, od paru lat w dodatku, prowadzony nawet całkiem regularnie ostatnimi czasy... nawet można by się pokusić o stwierdzenie, że ten blog ma już swojego rodzaju markę (chociaż może nie na rynku), w końcu 353 lajki na facebooku nie chodzą piechotą... więc o co chodzi? Chodzi o to, że chyba w którymś momencie weszłam w jakiś nowy etap życia i ten blog się zmienił. Już nie jest tylko o uśmiechaniu. Owszem, jest o radości życia, całkiem dużo nawet. Ale.
Ale zdarza się też o smutkach.
Albo zdarza się tak po prostu.
Z bloga, który mówił, jak zostać szczęśliwym człowiekiem (umieram, jak czytam stare posty) stał się blogiem o tym, jak Marcysia jest człowiekiem. Całkiem szczęśliwym, fakt, ale w granicach normalności, tzn. czas kryzysu też się zdarza. Masz ci los. Od razu mi się włączyło "ale przecież kryzysy są dobre. bo dzięki nim się rozwijamy." i tak dalej. Jasne, są. No i dobrze. I może na tym dziś skończmy temat.
W każdym razie. Nazwa przestała mi się podobać (Uśmiechajmy się!). Tak, uśmiechajmy się, to dalej mój postulat do świata. Ale brzmienie mi się nie podoba. I już. Taki mój kobiecy humor, że gust mi się zmienił i mi się nie podoba.
Może dlatego, że wydoroślałam (cokolwiek to znaczy) i już "Uśmiechajmy się!" brzmi dla mnie dziecinnie (cokolwiek to znaczy). Nawet nie wiem, czy to dobrze, czy to źle. Zresztą co za różnica, może to ani dobrze, ani źle, najpierw trzeba uznać to, że to po prostu jest.
I nadszedł czas na zmianę.
* * *
W sumie nie jest to wcale takie proste, jak myślałam, że będzie. Skończyć coś. Nawet jak zaczynam coś nowego. Bo koniec końców, po wielu rozważaniach, postanowiłam zacząć od zera. Od nowa.
I coś się traci. Z tego starego. Choćby te 353 lajki na fejsie. I prawie 30 tysięcy wyświetleń. Niby pisałam dla siebie... ale nie ma co udawać, że to robi wrażenie. I jest trochę ważne. Nie najważniejsze wprawdzie, ale trochę ważne.
Traci się różowy kolor i stare posty (ale nie, nie kasuję tamtego z Internetu, będzie można czytać :)). Traci się charakter, który już jakiś był. Historię. Zmiany, które już były. To, jak bardzo widać, jak się zmieniałam (uwierzcie mi, widać. choćby po stylu pisania).
Ale chyba coś się zyskuje, taką trochę czystą kartkę do zapisania. Poza tym tamta historia nie zniknie. Nawet jakby zniknęła z internetów. To, co było... było. I nie da się tego tak całkiem wymazać.
Więc... zaczynam!
* * *
O czym będzie? O życiu. Tak, wiem, dosyć ogólna ta odpowiedź. Ale będzie naprawdę o życiu. Moim życiu. Całkiem szczęśliwym życiu.
Nie znikną uśmiechy z wykładów, ćwiczeń, zajęć. Nie znikną uśmiechy z duszpasterstwa, z rodziny, z życia. Bo te uśmiechy są integralną częścią mojego życia :).
Co się zmieni? W stylu pisania pewnie nic. Ja po prostu piszę tak, jak piszę. Co za truizm. Inaczej nie umiem.
Po prostu zmieniłam się ja. Już mam prawo się smucić. Denerwować. Wkurzać. Płakać. I nie mieć ku temu racjonalnych powodów. Po prostu mogę. Być sobą. Bo wkładanie siebie w nawet najpiękniejsze ramki ma to do siebie, że obcina rzeczywistość. I obcinane coś staje się iluzjąA rzeczywistość nad każdą iluzją, nawet najpiękniejszą, ma tę przewagę, że jest prawdziwa.
Więc eM po prostu jest. I może sobie być :).
I niech tak zostanie.

sobota, 31 października 2015

* * *

Siedziały w kuchni. Właściwie to na początku siedzieli. Śpiewali, grali, słuchali. Śmiali się.
Im później się robiło, tym więcej osób szło spać.
- R., a może zostaw nam gitarę? Ja Ci wezmę do Warszawy...
- Okej, możemy tak zrobić. No, tak, zróbmy tak, to jest dobry pomysł.
W końcu o 1 w nocy zostały same. Dwie M.


* * *

I grały dalej.
Muzyka brzmiała. W zasadzie nie wiadomo, dlaczego... dlaczego śpiewały piękniej niż zwykle. Zazwyczaj umiały śpiewać czysto i ładnie. I nie fałszować. Ale tym razem ten śpiew był jakiś taki... piękniejszy. I pełniejszy. Cokolwiek to znaczy.

Śpiewały to, co miały w sercu, każda szła swoją drogą, ale czasem niespodziewanie spotykały się na tych samych motywach... czasem, nie umawiając się, zaczynały jednocześnie śpiewać to samo zdanie.

Nie umawiając się... skończyły.
Nie umawiając się... siedziały w milczeniu.


* * *

"No więc. Miłość istnieje. Dla mnie też. (A jednak)" (MJ)
I dla mnie. Też. (ja)




piątek, 30 października 2015

Innymi słowy...

...musimy zdawać sobie sprawę z tego, że...

czyli uśmiechy z historii średniowiecznej Polski. Prowadzi prof. RM.

Na stole leży 30 centymetrowy stos książek. Wchodzi profesor:
- Tak mało? Muszę interweniować.
I poszedł do lektorium. Było jeszcze drugie tyle.

Dyskutujemy o początkach państwa jako takiego. "System podatkowy", a właściwie daniny...
- To jest tak jak obecnie, proszę Państwa. To nie jest żaden dar, że ja wpłacam coś do Urzędu Skarbowego.

Czytamy źródło. Tym razem Geograf Bawarski. Jest tam wykaz rozmaitych plemion razem z tym, ile które plemię ma civitas (grodów/miast/nie wiadomo, co autor przez to rozumiał). Przeczytaliśmy już o iluś takich plemionach...
- Czesi, 15 grodów. To jest bardzo interesujące, wiedzą Państwo?
No i faktycznie, ze względów archeologicznych i w szerszym kontekście źródłoznawczym to jest faktycznie interesujące. Niemniej, zabawnie to zabrzmiało w momencie, w którym czytamy i czytamy o tych plemionach i grodach, właściwie nic więcej o tych plemionach nie wiadomo, a tu bach, Czesi, 15 grodów, informacja wygląda tak standardowo jak na to źródło, a tu się okazuje, że to ciekawe.

wtorek, 27 października 2015

PG & AG, czyli analiza matematyczna

Uśmiechy z analizy. Z wykładów i z ćwiczeń... :)

Wprowadzenie do pierwszego wykładu:
"To jest przedmiot, który wymaga przemeblowania głowy. I to przemeblowanie trwa."

"I na tych granicach siedzą wielkie działy matematyki"

"Analiza się zajmuje opisem ciągłych procesów" (to jest żart typu hermetycznego, nie wszyscy go muszą rozumieć... i wcale nie chodzi o znajomość matematyki...)

[o kwantyfikatorach polskich, używanych w okresie międzywojennym; teraz są już inne, międzynarodowe] "Te kwantyfikatory mają mnóstwo zalet (...wymienianie) ale mają jedną wadę: nie przyjęły się na świecie."

Będą konsultacje. Dr PG zachęca do tego, żeby z nich korzystać:
Każdy z nas bez najmniejszego wahania i z pewną radością udzieli Państwu pomocy. Ja rozumiem, że może to wywoływać w Państwu pewien lęk, przed powiedzeniem prowadzącemu, że się czegoś prostego nie rozumie... ale wiedzą Państwo, to jest podobny rodzaj strachu, jak przed pójściem do spowiedzi. Ten słuchający ksiądz w konfesjonale naprawdę wszystko już słyszał i nic go nie zdziwi...

niedziela, 25 października 2015

Studia trochę uśmiechnięte

Co ja tu robię...
...zadaję sobie to pytanie od dni dwudziestu pięciu. To znaczy od 1. października.

W zeszłym roku wszyscy ze starszych lat mówili, że jak już się przetrwa I rok, to już potem będzie łatwo i przyjemnie.
Aha.
Bardzo śmieszne, ale nie.

Ćwiczeń jest więcej, w dodatku źródła się czyta po tej pięknej łacinie a nie po polsku, więc trzeba je tłumaczyć, nie daj Boże prowadzący literaturę przedmiotu poda angielską, którą się bądź co bądź wolniej czyta... No nie, no po prostu nie jest łatwiej. A egzaminy z epok - co z tego, że może prostsze, skoro są 2 w roku, a nie jeden...?

* * *

No nic. Dość okropnie jest, ale czasem śmiesznie. I starym dobrym zwyczajem to "śmiesznie" zapisuję na marginesach, na końcach zeszytów czy w środku notatek. Nowi koledzy i koleżanki powoli odkrywają, że to, że zawzięcie notuję, to nie znaczy, że mam notatki...

...i mamy w tym roku nowych bohaterów uśmiechniętych.
Mam zaszczyt Państwu przedstawić:

sobota, 24 października 2015

Milcząc w codzienności

Na początek wszystkich, którzy nie lubią czytać o Bogu od razu ostrzegam, że o Nim będzie.

Rzeczywistość jest pełna Boga.
Kipi. Bogiem.

Chodziło to trochę za nią od pamiętnych pięciu dni na przełomie sierpnia i września. Że tak jest. Jechała tramwajem i taka myśl "Rzeczywistość jest pełna Boga". I szuka. Patrzy.

Strasznie trudno jest czasem uchwycić Go wśród miliona docierających do nas sygnałów. W rekolekcyjnej ciszy w Suchej, w lesie, gdy nikt nie mówił, nie dzwonił, nie pisał... gdy nie czytało się nic ponad to, co trzeba... było lepiej słychać. Lepiej? A może inaczej? Inaczej. I lepiej. Łatwiej było usłyszeć, bo serce było nastrojone na dobrych falach i odbierało ten piąty wymiar rzeczywistości. Muzykę, której nie słychać uszami.

Wróciła do Warszawy i okazało się, że tutaj też jest. "Prawdziwie Pan jest na tym miejscu, a ja nie wiedziałem" (Rdz 28,16). Że ta codzienna rzeczywistość też jest pełna Boga. Tylko... jakoś tak, inaczej. Ciężko się do tego przyzwyczaić. Trudno to dostrzec. Ale, kurczę, jednak ojciec miał rację, naprawdę jest. Chociaż często jej nie rozumie.

***

Zachorowała. Na jakieś przeziębienie-zapalenie gardła-krtani-czegoś. Objawiało się to chrypką i katarem. Poza tym żyła normalnie. Chodziła na zajęcia, latała załatwiając różne sprawy. Ale był taki niezwykły dzień...

piątek, 23 października 2015

Ciekawostki z wirtualnego życia DA DĄB

hehehe... Marcysia została szefem PR-u Duszpasterstwa DĄB. Oznacza to więcej roboty i więcej... zabawy! Naprawdę, bo całkiem ciekawe rzeczy można odkryć.

Ogólnie zaczęło się od tego, że jakoś na pielgrzymce ojciec się mnie spytał, czy bym chciała. Się tym zajmować. Zastanowię się. Okej. Minął miesiąc, zastanowiłam się, zgodziłam się.

Teraz sobie myślę, że zastanawiałam się zupełnie bez sensu, bo dopiero po tym, jak się zgodziłam zaczęłam patrzeć na stronę i na fejsa, jak tego jest dużo do ogarnięcia. Ile trzeba zmienić, czy coś. Ekipa zeszłoroczna zrobiła kawał roboty, ale jakoś tak to jest z robotą, że powoli jej ubywa... :P No ale dobrze. Cieszę się. Jakoś mnie taka robota cieszy :D.

Przy przeglądaniu różnych rzeczy zdarzyło mi się zobaczyć kilka ciekawostek.

1. Ojciec nas nie lubi

Patrzę na fanpage na fejsie. Wszystko fajnie, klikam "zaproś znajomych do polubienia strony". W końcu jak mam ją prowadzić, to zaproszę. Przynajmniej tych, którzy są w DA i z niezbadanych powodów strony tej jeszcze nie lubią.
Klikam i klikam zaproszenia, przy części osób widnieje adnotacja "lubi to" albo "zaproszony".

Aż tu nagle facebook mi proponuje, żeby zaprosiła do polubienia ojca duszpasterza.
Co takiego? - przecieram oczy ze zdziwienia. No faktycznie, mogę. Patrzę u niego na profilu w polubieniach - nie ma... o.O

G., który w zeszłym roku zajmował się PR-em utrzymywał, że ojciec lubi, bo jest administratorem. Ale że można być administratorem i nie lubić, to ja wiem, bo testowałam z fanpage'em swojego bloga. Hmm...

...no nic. Przyszła Mała Rada, obradujemy intensywnie, nad PR-em też i nagle mi się to przypomniało.

- Ojcze...wejdź na naszą stronę na fejsie...
- Okej.
No i zobaczyłam. Przycisk "lubię to". Ha, czyli nie lubi.
Radość nie miała granic.

2. Odsłony strony www

Jak tak zaczęłam się zajmować stroną www i najpierw ją przejrzałam na wszystkie sposoby X razy... to zauważyłam, że coś jest nie tak z liczbą odsłon witryny. Mianowicie: skacze. Raz jest 400 tysięcy, innym razem tak około 200 tysięcy. Szaleńczo spada, a potem wzrasta nie wiadomo, dlaczego.
Stanowi to dla mnie tajemnicę. Żeby było śmieszniej, nie umiem nic z tym zrobić. No ale cóż, zabawa trwa, jest nadzieja, że oprócz mnie ktoś to zauważył i ma lepszy humor dzięki obserwacji szczegółowej zjawiska.

3. Fanpage remontu

To też swego czasu zrobiło mój dzień, jak wpadam spóźniona do DA na Małą Radę, patrzę uszczęśliwiona, że się jeszcze nie zaczęła, bo ojciec ma jakichś gości.
Po dość krótkim czasie słyszę:
- Marcysiu! Chodź tu na chwilę!
Idę.
Okazało się, że goście będą prowadzić na fejsie stronę dot. remontu. I mam im przesyłać informacje.
Ogarniacie to? Fanpage remontu! Wspaniała sprawa :D. Żeby było śmieszniej, chyba faktycznie ma sens. Polecam Dąb w remoncie

Tak.
Na razie tyle. Ciekawych rzeczy było znacznie więcej, ale nie będziemy tutaj kulisów PR-u odsłaniać. Wszystko, co opisane, mógł/może znaleźć każdy użytkownik internetu ;-). A tymczasem zapraszam aby polubić na facebooku Duszpasterstwo Akademickie DĄB :D

Agentka od PR-u.
Jednak okulary przeciwsłoneczne dają +5 do lansu :)

czwartek, 22 października 2015

"Cysia, patrz, kto nas uratował..."

Me & Mary, piszę ja.

No więc tak. Powspominajmy wakacje.
Byłyśmy razem z duszpasterstwem DĄB na wyjeździe w Tatrach. Chodziliśmy dużo po górach, dużo się śmialiśmy i w ogóle.

Jakoś tak wyszło, że po paru dniach obie potrzebowałyśmy samotności. Żeby sobie coś przemyśleć. Na szczęście umiemy milczeć we dwie (cudowna sprawa! polecam gorąco mieć osobę, z którą można milczeć bez skrępowania). Więc poszłyśmy we dwie w góry. I góry, i samotnie, i bezpiecznie.

Wiało.
Bardzo wiało.
Bardzo bardzo wiało.

niedziela, 11 października 2015

Dawno mnie tu nie było

I trochę nie mam weny. Kilka notek jest "w przygotowaniu", ale z różnych powodów nie mogę ich dzisiaj skończyć...

Ale znalazłam w Warszawie:








Warszawskie ulice czasem są fajne.
A to był przystanek autobusowy GUS w kierunku Dw. Zachodniego (ten pod spodem, co portrety pisarzy wiszą).

To jest super, że nie trzeba nigdzie daleko jechać, żeby znaleźć coś sensownego. Wystarczy się rozejrzeć. Cały świat do nas mówi. Trzeba tylko usłyszeć...

#uważność :)